Wyobrażam sobie, że cię gdzieś spotykam. W nocy, bo w dzień nie wychodzisz z domu. To jakiś bar, przygaszone światło, drewniana boazeria. Stoję kawałek od ciebie i patrzę. Wyciągam w twoim kierunku astralną dłoń, przykładam ci ją do twarzy, chcę powiedzieć ci, że wszystko będzie dobrze i chcę żebyś przytaknął, żebyś mnie uspokoił. Wtulasz twarz w moją rękę, rozpuszczasz się w niej, kolory się mieszają, zaczynają migotać, wirować, fioletowy, turkus, róż. Toksyczne odcienie. Roztapiasz się jak ofiara promieniowania, mam ochotę zgnieść ci twarz, zniszczyć, zacisnąć pięść i unicestwić się na zawsze, ale nigdy bym tego nie zrobiła. Zacisnęła bym zęby, zmiażdżyła dziąsła, wycisnęła z siebie ostatnią łzę, ale nigdy nie zrobiłabym tego, nie zrobiłabym ci nic złego. Patrzyłabym jak się roztapiasz, przenikasz, zmysłowo rozpuszczasz w mojej skórze, zamykasz oczy. Potem zdrapałabym z ciebie skórę, skruszyła włosy, widzę to wszystko tak dokładnie. To chyba jakieś moje podświadome katharsis rozstaję się z tobą, bez twojej wiedzy i pozwolenia, w geście miłosnego ucisku rozrywam twoje ciało, jesteś jednocześnie ciągnący się, gumiasty, kruchy. Nie mogę tylko zniszczyć twoich oczu, są twarde, kryształowe, wpatrują się we mnie jak wtedy, kiedy nie wiedziałeś co mówisz. Ja wiedziałam wszystko od początku. Teraz i ty, i ty wiesz wszystko. I nic nie robisz. Ja zrobię wszystko. Jestem ciekawa czy komuś powiesz, czy ktoś będzie wiedział, czy ja komuś powiem. Czy ta zaraza rozsieje się dalej, czy ktoś się zdziwi, weźmie mnie za wariatkę. Boję się tylko tego. Zlekceważenia, braku zrozumienia, zapomnienia. Poza tym nie boję się niczego, nieodwzajemnienie to codzienność, przeplatana odrzuceniem, okraszona pustą obietnicą, doprawiona kłamstwem. Opycham się tym co dnia, tak bardzo, że pękam, nie czuje smaku i nie czuję strachu. Teraz wszystko już wiesz. Roztwór zobojętniał, dolałam słonej wody. Jest mi lekko, wszystko jedno, wszystko ty, wszystko nic. Mam wydrenowane żyły, jestem pozbawiona minerałów, wszystkich płynów ustrojowych. Jestem rozładowana. Już nie świecę w nocy, jak radioaktywna bomba. Już nie zabieram wam tlenu. Już nim jestem. Fruwam w powietrzu jak kurz. Jak pyłki, alergeny, jak małe nasionka niesione przez wiatr. Czy Ty jeszcze oddychasz?