W moim słodziutkim, spokojnym, cudownym piesku uaktywnił się tryb krwożerczego zabójcy. Po raz kolejny urządziła sobie polowanie. Przynajmniej tak nam się wydaje. No ale co innego uważać, skoro pod oknem leży brutalnie zamordowany myszołów? Albo coś podobnego. Teraz ptaki urządzają sobie jakieś marsze żałobne i latają w jedną i drugą, drą swoje mordy i tak kilka minut.
A ja zamiast sobie pospać do 10 po wczorajszym siedzeniu do późna nad filmem i spotkaniu z Magdą, wstałam sobie o 8:30 i nie dane mi już było zasnąć. Mam przeczucie, że jak wrócimy od lekrza, to pójdę sobie jeszcze spać...