- Wstawaj śpiochu! - obudził mnie tak znany mi głos Julki.
- Co Ty tu robisz? - spytałam zaspana.
- Pomyślałam, że mogłybyśmy spędzić cały dzień razem. Tak dawno tego nie robiłyśmy.
- Bardzo bym chciała, ale umówiłam się z Mateuszem.
- A jak z Mateuszem to idź! Randek się nie odwoływuje. - zaśmiała się dziewczyna.
- Jakiej znowu randki? Spotykamy się żeby pogadać po prostu. Która jest godzina tak w ogóle?
- 12:10 dochodzi.
- Boże, muszę się zbierać!
- W takim razie nie przeszkadza. Widzimy się jutro w szkole. Pa. - dziewczyna pocałowała mnie w policzek i wyszła.
Szybko wstałam z łóżka i poszłam do łazienki. Przygotowanie się zajęło mi około 30 minut. Wzięłam telefon i torbę z pokoju po czym wyszłam z mieszkania. Do parku doszłam 20-minutowym spacerem. Mateusz już czekał na jednej z ławek. Gdy podeszła wstał i przytulił mnie na powitanie.
- To co robimy? - zapytałam.
- A na co masz ochotę?
- Może spacer na początek?
- Pewnie, chodźmy. - uśmiechnął się chłopak.
Spacerowaliśmy ciągle rozmawiając. Wmówiłam chłopakowi, że wczorajszy dzień to zwykła chwila słabości. Na szczęście uwierzył.
- Co powiesz na koszykówkę? - zapytał po po ponad godzinie spaceru.
- Bardzo chcesz przegrać? - zaśmiałam się.
- Ja przegrać? Chyba sobie kpisz maleńka. - powiedział obejmując mnie ramieniem.
- Ej, nie jestem taka znowu mała!
Dobra, przy nim mogła wydawać się niska, bo miał około 190 cm, ale ja i tak sięgałam mu do ramienia. Dałam mu kuksańca w bok i drogę na boisko pokonaliśmy ciągle się przepychając. Wybraliśmy boisko nie daleko domu Mateusza, więc chłopak szybko poszedł do domu po piłkę i zaczęliśmy grać. Oczywiście nie obyło się bez wygłupów i przepychanek. Tak jak zapowiedziałam ciągle wygrywałam. Gdy przewaga zmniejszyła się do dwóch punktów Mateusz powiedział, że to ostatnia akcja. Gdy już wyprowadził piłkę i zmierzał ku koszowi chcąc go zatrzymać rzuciłam mu się na plecy. Chłopak zupełnie się tego nie spodziewał i razem ze mną poleciał na twardy beton.
- Wariatka! - zaczął się śmiać.
- Nic Ci się nie stało?
- Chyba jestem cały. A Tobie nic nie jest? - zapytał chłopak ciągle się śmiejąc.
- Myślę, że nie. Przepraszam. I zupełnie nie mam pojęcia dlaczego się śmiejesz. Przecież mogła Ci zrobić krzywdę.
- Agnieszka, daj spokój. Przecież nic się nie stało. Wstawaj. - powiedział podając mi rękę.
Złapałam jego dłoń i wstałam. Zdecydowaliśmy, że na dzisiaj koniec gry.
- To może jakiś obiad? - zapytał chłopak.
- Nie mam ochoty nic jeść. - skłamałam. Byłam potwornie głodna, ale nie miałam pieniędzy.
- No dobra, to może lody?
- Przecież lody to też jedzenie głupku. Przejdźmy się po prostu. - zaproponowałam.
- No jak chcesz. Chodźmy.
Jak zwykle chodziliśmy i ciągle rozmawialiśmy. Śmiechom i wygłupom nie było końca. Około 17 Mateusz odprowadził mnie pod blok i sam wrócił do domu.
I jak się podoba trzeci rozdział? Osoby czytające proszę o komentarz ;))