I wróciłem, bo PRO mi wróciło, hura.
A co do zdjęcia, moje pamiątki z koncertu An Cafe.
Jeden z najszczęśliwszych dni w moim życiu.
Dawno nie spisywałem niczego ze swojej głowy, brak czasu, lenistwo?
Zapewne obie rzeczy, jednakże teraz raczej to nie ma żadnego znaczenia, gdy jednak coś tutaj się pojawi, nie ważne po jakim czasie. Dłuższe rozważania nad tym jednak są nieistotne, nie miałoby to sensu gdybym tutaj napisał tylko dlatego, mam obawy, że pod tym wszystkim kryje się coś więcej.
Cóż za przerażająca noc, by mieć klątwę.
Noc, lecz pojedyńcze godziny dzielą ją od poranku.
Życie znajduje swój nowy dom, pośród zamglonych świateł lamp i zimna, które powstrzymać może tylko drażniące i wyniszczające ciepło alkoholu wewnątrz. Muzyka, schronienie wewnątrz przybytków, zapomnienie o przygnębieniu dni powszednych, to wszystko zostaje Ci darowane, wystarczy tylko odpowiednio się udać w odpowiednie miejsce.
Oczy zmieniły cały wgląd na życie, słuch odmiennie bada otoczenie.
Hałasy, dźwięki tła, historie które zmieniają miejsce w opustoszały skrawek ziemi.
Sekty, nawiedzone miejsca, śmiechy powodujące, dosłownie, urwanie głowy. Nieprzyjemny chłód i poczucie bycia pod ciągłą obserwacją, drzewa wydające się gałęziami wskazywać na intruza, na kogoś kto popełnił największy błąd, zjawiając się w ich świecie. Kursujące tramwaje, od których dzielą Ciebie zaledwie centymetry, a o błąd człowiekowi nie jest trudno, tak kruche wydaje się bezpieczeństwo.
Gdy zadzieramy z tym, z czym człowiek nigdy nie powinien był zaznać kontaktu.
A ja, ja zaś znajduję schronienie tam, gdzie ostrzegano mnie, bym nigdy nie próbował iść.
Bym nigdy nie próbował poznawać, nigdy rozmawiać. Ale to wiadome było, że nie posłucham, że nie przyjmę tego do wiadomości, lecz... zyskałem coś więcej. To zadziwiające, nigdy bym się tego nie spodziewał, przecież nie uważałem się nigdy za kogokolwiek specjalnego, wyróżniającego się, ale moje czyny, osoby z którymi zapoznawałem się, to wszystko zwróciło większą i mniejszą uwagę.
Mogę wielu rzeczy żałować, osób także, lecz w tym momencie, to nie ma żadnego znaczenia.
I jeszcze jedno...
Wy już kompletnie nie wiecie kim tak naprawdę jestem, Wy, którzy grzebiecie w śmietnikach, jak hieny cmentarne kopiecie w grobach zmarłych sytuacji i mogiłach przeszłości, żywiąc się tym jak żywe trupy, trupy które nie potrafią zdechnąć tylko nadal żyją tym, co było zanim umarły sytuacje i wspólne wspomnienia. Żałosne, złamane serca, hipokryzja, pożerająca dekadencja. Gardzę wami tak samo, jak każdym rozpalonym papierosem, który napędza mnie i to co piszę.
In the name of God, impure souls of the living dead shall be banished into eternal damnation. Amen
Kwitnąć na śmierć