Według mnie uzależnienie od drugiego człowieka jest jak.. gruby sznur, który łączy obie osoby. Jest tak gruby, że wrasta w skórę, przylega do niej ściśle. Każde takie otarcie boli, kiedy coś się obluzowuje. Jeśli sznur luzuje się za bardzo i nie czuć go przy skórze, boli tak bardzo, że brak powietrza, a przecież mamy więcej luzu. To taka konwencja, zupełnie niepojęta. Jeśli znów się zaciska, mimo, iż uzależnienie to coś złego, czujemy się dobrze, zostajemy w stanie euforii, niepojętego szczęścia. Czasem są chwilę, kiedy chce się go porzucić, odwiązać, uciec daleko.. ale sznur, niewidzialny, gruby i niezwykle naładowany emocjami i uczuciami zawsze zwycięży, ponieważ skoro wrasta w skórę - przedziera się przez nią w niewyjaśniony dla nas sposób i dociera prosto do serca. Do umysłu nigdy. Bliżej mu do pompy tłoczącej płyn ustrojowy i wypełniający komórki naszego ciała. Wypełnia ja swoją siłą, mocną i przekazuje owe emocje. Potem znów powraca na swoje miejsce i człowiek już nigdy więcej nie chce uwolnić się z jego więzów, pozostaje w nich. Z poważaniem Oliwia.