Wstawiam swoje zdjęcie, bo muszę w końcu pogodzić się z tym kim jestem. Zastanawiam się ile razy jeszcze skrzywdzę samą siebie. Jest 21:20. Leżę z zapłakaną twarzą i mam wrażenie, że to nigdy nie minie. Choćbym nie wiadomo jak się starała, zawsze znajdę 5 minut na dojście do wniosku, że to wszystko nie ma sensu. Czy ja naprawdę nie widzę, że to nie ma sensu? Bredzę. Może dzisiaj się wyśpię.