Ohayo!
Nie lubię Uta no Prince-sama, jednakże obrazek jest uroczy. Jestem pewna, że będę mieć raka, ale to już całkiem inna historia. Na razie chciałabym się skupić na anime. Chociaż to w sumie nie jest zbyt łatwe, bo zasypiam o kosmicznych godzinach, a kiedy się budzę, dochodzi do mnie myśl, że jest jeszcze tysiąc innych rzeczy, którym powinnam poświęcić trochę uwagi.
Powinnam pisać, robić projekty, uczyć się, czytać Kło Wadis i takie tam inne pierdoły. Nic mi się nie chce, a jak przychodzi co do czego, to potem nie mam czasu.
Dzisiaj miałam zacząć się przykładać do nauki i przygotować się na poprawy kolejnych przedmiotów, w których nie wypadam najlepiej. Kiedyś martwiła mnie trójka, teraz, po przeniesieniu do tej pieprzonej klasy geniuszy matematyczno-informatycznych, cieszę się z byle trójki... Masakra. Nie sądziłam, że w tym roku będzie mi iść aż tak źle, chociaż pracuję tak samo, jak w pierwszej klasie. Widać naprawdę jest tam lepszy poziom. Zrozumiałam to, kiedy dla zabicia czasu, czekając na Klub Małego Księcia, poszłam z moją starą klasą na lekcję matematyki. Cóż to miało być?
Gdy zobaczyłam, że dopiero przygotowują się do sprawdzianu, który ja miałam dwa, czy trzy tygodnie temu, sama kończąc dział, będąc dwa razy dalej w książce, zdałam sobie sprawę, że dopiero teraz mam wyzwanie, na które tak długo czekałam. Teraz mogę wreszcie pokazać, że portafię nie tylko iść na łatwiznę, wybierając profil humanistyczny, ale z takim samym entuzjazmem poradzić sobie w klasie matematycznej. Ciężko, ale ciekawie i na pewno skuteczniej.
Muszę wziąć się do roboty, a chyba jest tego sporo... Zaczynając od fizyki, na konkursie z historii kończąc. Taa, zdecydowanie jutro się za to wezmę. Chociaż trochę. Zresztą teraz będę mieć na to więcej czasu, bo trzecioklasiści zaczną próbne testy... Na 12 do szkoły, dwie lekcje i narka, do domku, do nauki. ^^ Brzmi sensownie. Zresztą, chyba nie będzie zbyt ciężko, ostatnio nie idzie mi tak znowu najgorzej, chociaż szmata z mojego ulubionego przedmiotu - słabe. Muszę to jakoś nadrobić, w końcu to chemia.
No, koniec tego, i tak nikt nie czyta takich bzdur, wszyscy mają gdzieś pseudo-problemy innych, mając w końcu własne. Hmm... Moje problemy?
Cóż, kupiłam sobie czapkę, o której niestety zapomniałam, że mają ją również dwie moje przyjaciółki. >.< Wkurzą się, że niby od nich zżynam.
Tak, wiem. Wspaniałe problemy. Też się cieszę. Nie muszę martwić się głodem, biedą, brakiem wody, nadmiarem wody, dziurą ozonową, śmiertelną chorobą, czy śmiercią kogoś bliskiego. Nie - nic z tych rzeczy. Umieram sobie powoli, wszystko mając w dupie. Mój kolega uświadomił mi, że jestem idiotką, więć zamierzam się trzymać swojej ignorancji względem wszystkich złych rzeczy tego świata, żeby nadal pozostać tą samą tępą, niezbyt błyskotliwą istotą - punktem w przestrzeni, który kiedyś zniknie z pola widzenia, niczym wielkim się nie wyróżniając. No, chyba że różową czapką z pandą...Tak, ona jest zajebista.
Ale to nie znaczy, że zajmie jakieś szczególnie miejsce w historii świata, czy coś. (Chociaż jest zajebista.) Ja też nie.
Jedna osoba spytała się mnie kiedyś, dlaczego tak strasznie piszczę, głośno mówię i czy naprawdę jestem taka dziwna, na jaką wyglądam. Otóż oczywiście, że nie. Może jestem trochę nie taka, jak to być powinno, ale nie jestem dziwna.
Jestem zwykła, chyba nawet trochę inteligentna. Szara. I chyba gdybym nie była wśród ludzi tym, w co zmieniam się, obcując z nimi, nikt nie czuł by do mnie niczego większego. Nienawidzę neutralności. Ona czyni mnie kimś, kogo tak naprawdę nie ma. Ktoś kto żyje i nic z tego nie ma? Bez sensu.
A będąc dziwnym, głośnym, irytującym potworem o barwnym wyglądzie, ludzie obdarzą mnie wieloma uczuciami - sympatią, bądź nienawiścią. W każdym razie uczuciem, którego potrzebuję. Zresztą lubię robić z siebie idiotkę, wyglądając na kogoś mniej rozgarniętego od nich.
To chyba taki rodzaj masochizmu. Lubię, kiedy czują się ode mnie lepsi, myślą, że zachowuję się tak, aby mnie podziwiali, a skoro to wiedzą, czują się dobrze, myśląc, że mnie rozszyfrowali i uważają za żałosną. A ja cieszę się, że dowartościowują się moim kosztem, uważając, że są ode mnie lepsi.
Czy to normalne? Chyba nie, ale to też jest w porządku. Tak jak różowa czapka z pandą. Czapki z pandą stały się ostatnio bardzo modne, co nie?
Na razie to wszystko, narka.
A jeśli chodzi o tego mojego raka, to: rak ucha. Na pewno, już za kilka lat się o nim dowiem, bo moje życie to słuchanie za głośnej muzyki w za dobrych słuchawkach. To chyba źle, jeśli uszy mnie bolą po pięciugodzinnym słuchaniu muzyki przy maksymalnym nagłośnieniu? Tak, też tak sądzę. Podobno słuchawki mogą wpłynąć korzystnie na tworzenie się guza. No cóż.
Aż mi się przypomniało: " - Nie pal, umrzesz. - Masz rację, przestanę, kiedy umrę." z JunJou Romantica. To samo mogę zamienić na " - Nie słuchaj tak głośno, ogłuchniesz. - Masz rację, skończę, kiedy ogłuchnę." No właśnie. Lepiej zapobiegać niż leczyć? Muzyce nie da się zapobiec, tym bardziej głośnej. Zwłaszcza głośnej. Głośnej i japońskiej. Taa, zdecydowanie skończę dopiero, kiedy ogłuchnę.