Odrodzenie
Rozdział II
Nie otwieram oczu. Nasłuchuję uważnie. Ktoś chodzi po pomieszczeniu. Czuję, że leżę na czymś miękkim. Pod dłonią czuję materiał. Otwieram oczy i przekręcam się na bok. Chcę otworzyć oczy ale słyszę że ktoś biegnie w moim kierunku więc zwijam się. Boję się, że znów oberwę, jednak znów ktoś sprawdza mi puls. Lepiej niski, męski głos. Słyszałam go już chyba wcześniej. A może tylko się mi tak wydaje. Otwórz oczy rozkazuje mi ale pomimo tego brzmi łagodnie. Otwieram je. Razi mnie światło. Zmów zamykam. Otwieram tym razem szerzej. Jego twarz jest w odległości od mojej o kilkanaście centymetrów. Odsuwam się przerażona czując ból. Krzywię się. Nic ci nie zrobię - to sarkazm tak ? Dopiero chcieli mnie zabić a teraz co, że niby mam się czuć bezpiecznie ? Patrzę na niego nic nie mówiąc. Zamykam oczy a on wzdycha głęboko. Jego oddech jest ciężki. Jakby sam nie miał sił. Tak jak ja.
Przebudzam się kilka razy. Za każdym razem zastanawiam się dlaczego jeszcze żyję skoro mieli inne plany. Mogli mnie dobić czyż nie ? Może ktoś zaprotestował ? A może po prostu będę przydatna do czegoś innego.
W końcu nabieram trochę siły, na tyle aby się podnieść. Podpieram się dłońmi o coś na czym leżałam. Teraz widzę że materiał to jakieś prześcieradło, a to miękkie coś to jakiś stary materac. Zawsze lepsze to niż zimna podłoga. Rozglądam się z trudem, bo głowa jak i z resztą cały mój tułów mocno mnie bolą. Coś chrupnęło i zaraz ból zmniejsza się. Chyba coś sobie nastawiłam, ale nie jestem w stanie określić co dokładnie. To pomieszczenie można by nazwać piwnicą. Jakieś małe okna przy suficie, może to jednak strych ? Poddasze ? Mrugam kilkukrotnie. Zielone ściany. Pokój na poddaszu ? Fakt widzę łóżko. Ktoś na nim leży. To chyba ten chłopak. Mój oddech przyspiesza. Może on nie żyje ? Może go zabili ? Chcę wstać. Podnoszę się. Tłumię jęk bólu, wiem że muszę być cicho. Podchodzę do niego kulejąc. Zauważam że łóżko jest większe. Oddycha powoli. Śpi.
Po prostu śpi. Cicho idę w kierunku drzwi. Muszę stąd uciec, muszę stąd wyjść. Naciskam klamkę. Zatrzeszczała. Przełykam głośno ślinę. Ciągnę ku sobie. Zamknięte mówi. Nie dam rady stąd uciec. Wróć na swoje miejsce i leż. rozkazuje. Posłusznie wykonuję polecenie. Idę w kierunku materaca bardzo powoli. Po drodze mijam lustro. Zatrzymuję się przed nim. Moje odbicie. To naprawdę ja ? Szczupła, wysoka ale taka drobna. Mam czyste, brązowe włosy. Dziwne bo pamiętam że były zakrwawione. Jakieś plastry na twarzy. Podarta koszula, jakieś spodnie, trampki. Jeden kolczyk w uchu, rozwalona warga. Kilka bandaży. Niebieskie oczy. Przyglądam się sobie uważnie. To tak wyglądam ? To właśnie jestem ja ? Co się tak gapisz - stara się być stanowczy, ale nie wychodzi mu to. Odwracam się. Znów stoi blisko mnie. Odsuwam się. Łapie mnie za ramiona. Chce się wyrwać ale sprawia mi to jeszcze większy ból.
- Kim jesteś ? - pytam. Czuję że chcę płakać, ale nawet nie mam czym. Patrzę na niego przerażona. Jego twarz.. Najpierw zdziwiona, później wściekła a później .. no właśnie jaka ? Współczująca ? A może to ból ?
- Nie pamiętasz mnie ? odpowiada mi. Puszcza moje ciało i wychodzi. Słyszę że zamknął drzwi. Nic nie rozumiem. Podchodzę do okna. A jednak poddasze. Miałam racje. Na zewnątrz jest ciemno więc nic nie widzę. Czuję że słabnę ale wiem, że nie dam rady dojść nawet do łóżka które stoi metr ode mnie. Słyszę krzyki z dołu mieszkania. Nie jestem tu sama. Kogoś jeszcze tu trzymają ? Strzał. Krzyki cichną. Zsuwam się po ścianie. Słyszę że ktoś biegnie, chyba po schodach. Coraz to głośniej.
Otwierają się drzwi.
Zamykają mi się oczy.
Krzyk.
Ciemność.
Umarłam ?
cdn.