Zdjęcie: Helloween Session z Magdaleną. Edward Scissorhands ;D
Lejemy się jak rodzeństwo w podstawówce. Łażąc po lesie rzucamy w siebie muchomorami. W ciągu ostatniego ponad-roku nadrobiliśmy wszelkie braki w historii kinematografii. Strzelamy na siebie fochy na okrągło o byle co. Skrajnie naśmiewamy się z siebie nawzajem - począwszy od przejęzyczeń, głupkowatych wypowiedzi, poprzez niegroźne wypadki i potknięcia,
skończywszy na wzroście, coraz to innym (przypałowym lub nie) kolorze włosów, długości włosów, posiadaniu jednej brwi zamiast dwóch i masie siniaków po bijatykach z pierwszego zdania.
Nuda?
Nigdy. Śmiem twierdzić, że nawet jakby to była niespotykana nigdy radosna ledwo zakwitła wiosna na tą ponurą, smutną jesień. Masz czas? Mam. To chodź! Pójdziemy tu, pójdziemy tam, posiedzimy u mnie albo u ciebie. Dziki seks gdzieś na łące, do tego hektolitry czerwonego wina i kilka butelek bitej śmietany.
Dawno nie było aż tak dobrze... :-)
A propos horrorów - i to bynajmniej nie tych dzisiejszych, a "Laleczki Chucky" z 88' - to choć trzyma w napięciu i człowiek się może naprawdę przerazić (tak, ja i moje nerwy ze stali... ;-)), pomyśleć sobie "O kurde, a gdyby mi się tak przytrafiło, że ukochany miś rzuci się na mnie i będzie chciał mnie zabić?", to moment, gdy Chucky chciał wykastrować policjanta był tak komiczny, że ledwo wytrzymałam, żeby się ze śmiechu nie posikać... Idealnie pasuje mi tutaj pieśń Bukartyka "W sprawie sztuki filmowej".
'przy kasy okienku z dzieckiem na ręku
piekli się matka - rzecz wcale nie rzadka.
jak spotka King-Konga, to mu naurąga.
niestety kasa nie zwraca za bilety.
[Piotr Bukartyk - W sprawie sztuki filmowej]