Kiedyś pewnie usiadłabym w kącie i zaczęła płakać, użalać się nad sobą jak bohaterka tanich romansideł licząc na to, że wokół mnie pojawi się grupka osób mówiących, iż wszystko będzie dobrze, jakoś się ułoży, że nie był mnie wart. Lubiłam wmawiać sobie, że mam gorszy dzień. Później okazywało się, że dzień zamienił się w tydzień, następnie w miesiąc, rok i tak mija całe życie. Dziś staram się żyć inaczej, ciesząc się ze zwycięstw, czerpiąc naukę z porażek. Powiesz: "łatwo mówić, przecież życie nie jest kolorowe", masz rację - nie jest. A może dla własnej korzyści postarasz się to zmienić, spoglądając na wszystko z perspektywy swojego jestestwa, czymkolwiek ono jest. Musisz mierzyć wyżej, zepchnąć żale na życiowy margines, korzystać maksymalnie z żywota, tak, by zostać zapamiętanym i cieszyć się każdą chwilą spędzoną z ludźmi, których cenisz, bo dzięki nim masz dla kogo żyć. Nie wiem czemu, ale mam cholerną ochotę zapalić. Oddać się w sidła kuszącego nałogu, z którego dóbr do tej pory nie korzystałam. Miejmy nadzieję, że mi przejdzie.
Módlcie się o to.
Amen.