Jestem! Żyję! Wracam! Odblokowało się! Przepraszam, ale dopiero zaczęłam naukę w technikum i jeszcze tego nie ogarniam. Staram się pisać w każdej wolnej chwili. Oto efekty. :)
P.S. Dzięki za te wszystkie komentarze! Nie wiedziałam, że tylu was jest! <3
- Matt. Matt Bellamy. Z Muse. - wyjaśniłam. Z wielkim zdziwieniem zabrał ode mnie telefon.
- Tak? Hampel z tej strony. - odezwał się mój przyjaciel i słuchał odpowiedzi Matta.
- Idę do kuchni. Chcesz kawę? - zapytałam cicho. Pokiwał głową na potwierdzenie i odpowiedział Mattowi:
- Nie wiem. Nie mogę... No dokładnie...
I coś tam dalej, ale poszłam do kuchni i nie słyszałam, co było dalej.
***Oczami Pitera***
* Lekka cofka w czasie, po wyjściu z domu Kasi (po kłótni) *
Byłem mega wkurwiony. Co ona sobie w ogóle wyobraża?! Jaka kurwa ciąża i jakie kurwa dziecko?! Co to ma być do cholery?! Nie wiedziałem skąd, jak i dlaczego, ale zjawiłem się przed jakimś pubem. Nie wiele myśląc, wszedłem do środka. Zamówiłem piwo i usiadłem przy barze. Pogrążając się w myślach sączyłem jednego browara za drugim. Po jakiś pięciu stwierdziłem, że przechodzę w stan nieważkości. Uznałem, że dość. Wstałem i zatoczyłem się do drzwi. Wyszedłem. Owiał mnie letni wietrzyk i wtedy lekko rozjaśniło mi się w głowie. Dokąd pójdę? Nie mogę wrócić do domu, bo to dom Kasi. Do Przemka? Nieee.. Magda to siostra Kajdy. Pewnie już wszystko wie. Do rodziców? Też nie. Będą się dopytywać co się stało i w ogóle. Co ja mam zrobić? ... Wiem! Damian mi pomoże! Od zawsze mi pomagał. Postanowiłem, że to właśnie do niego się udam. Tak też zrobiłem.
***
Był lekko zdziwiony, że się u niego pojawiłem, ale wpuścił mnie do środka. Od razu zauważył, że jestem delikatnie wstawiony.
- Dobrze, że dzieciaki są na koloni, a Anita jeszcze w pracy. - powiedział wtedy.
Wysłuchał mnie. Oczywiście trochę mi się język plątał, ale chyba przekazałem wszystko tak, żeby zrozumiał.
- ...wtedy ona odkrzyknęła mi, że mam się wynosić i że nie chce mnie widzieć... Nie mam pojęcia, co ja mam robić Damian. Kocham Kasię, ale dziecko... Ja po prostu nie dam sobie z tym rady. Nie ma o czym w ogóle myśleć. A do tego to, co zrobiłem, gdy wróciła... To już koniec. Ona mi nie wybaczy. Wszystko straciłem. - głos mi się zatrząsł. Schowałem twarz w dłoniach.
- Nigdy nic nie jest stracone. Pamiętaj o tym. - powiedział Damian i poklepał mnie po ramieniu. - Jak chcesz to możesz tu zamieszkać przez jakiś czas.
- Jesteś pewny?
- Oczywiście. Zamieszkasz w pokoju gościnnym na piętrze.
- Dzięki stary. - powiedziałem ze szczerym uznaniem.
- Luz Piter. Aaaa... Masz jakieś rzeczy? - zapytał z wahaniem.
- Jutro mam je odebrać od Przemka. Mam zakaz wstępu na teren Kaśki.
- Okej. Pożyczę ci coś. Chodź. - powiedział i poprowadził w głąb domu. Dobrze, że mam przyjaciela.
***
Rano obudziłem się z leksza skołowany. No tak. Wszystko do mnie wróciło. Skuliłem się jak mały chłopiec i zasłoniłem ramionami. Jakim ja jestem skończonym idiotą! Z rozmyślań wyrwał mnie dźwięk mojej komórki. Podniosłem głowę i chwyciłem ją do ręki.
Przemo. Kurwa. Już po mnie.
Głośno przełknąłem ślinę i odebrałem.
- Halo?
- Za godzinę pod domem Kaśki. Nie chce słyszeć sprzeciwu. - powiedział tylko z nutą wrogości.
- Ale... - chciałem coś powiedzieć, ale mi przerwał.
- Żadnego ale. Masz być i koniec. Za godzinę. - powiedział i rozłączył się nie czekając na odpowiedź.
Ale co ja mogę tam? Jeżeli on myśli, że Kasia wybaczy mi po tak krótkim czasie to jest w błędzie. Znam ją. Lepiej niż ktokolwiek. Wiem, że mi tego nie wybaczy. Nie teraz. No, ale co miałem zrobić? Pospiesznie się ubrałem i zbiegłem na parter.
- Gdzie tak lecisz? - zapytał Bally, kiedy potknąłem się na ostatnim stopniu.
- Cześć. Za niecałą godzinę muszę się znaleźć u Kaśki pod domem. - powiedziałem. - Dostałem rozkaz starszego brata. - wyjaśniłem, kiedy spojrzał na mnie pytająco.
- Może razem z Magdą chcą was pogodzić? - podrzucił.
- Jeśli tak, to nie mają na co liczyć. Znam Kasię. Za dobrze. Nie wybaczy mi tak prędko. - powiedziałem ze smutkiem i zabrałem jednego tosta z talerza i popiłem szklanką soku pomarańczowego.
- Lecę! Narazicho i dzięki za wszystko! - krzyknąłem w drodze do wyjścia.
- Zadzwoń mi później o co chodziło! - krzyknął jeszcze, zanim zamknąłem drzwi.
- Jasne! Dzięki! - odkrzyknąłem jeszcze i wyszedłem na słoneczną ulicę.
***
Pojawiłem się tam chwilę przed czasem, ale i tak Przemo już na mnie czekał.
- O co chodzi? - zapytałem od razu.
- Kasia prosiła, żebym cię przypilnował, jak będziesz zabierać swoje rzeczy. - odparł rzeczowo. - Gdzie byłeś w nocy?
- U Damiana. - rzekłem krótko.
- Ok. Słuchaj młody, nie będę prawił ci kazań. Po pierwsze: na pewno zrobił już to Damian, po drugie: jesteś dorosły, a po trzecie: jeśli ją kochasz, to będziesz wiedział, co zrobić.
- Dzięki, bracie. - powiedziałem. - Kasia jest w środku?
- Nie. Wyjechała.
- Dokąd? - łaknąłem informacji o niej. Jakichkolwiek.
- Nie powiem ci. Mam nikomu nie mówić. Nikomu. - odparł.
- Ale...
- Nie Piter. Ona mi ufa. Nie chcę tego spieprzyć.
- Rozumiem. - powiedziałem. Poszliśmy do środka.
***
Jakiś czas temu zacząłem pakowanie, a Przemek mi pomagał. Spakował moje ubrania z garderoby, a ja zbierałem swoje rzeczy po reszcie domu. W końcu została mi tylko sypialnia. Wszedłem tam. Tam też przyszedł moment załamania. Zobaczyłem jedną ze ścian obklejoną naszymi wspólnymi zdjęciami. Śmiejemy się na nich razem, przytulamy, całujemy... Nogi się pode mną ugięły. Padłem na kolanach i po prostu zacząłem płakać. Nie wiem, co się stało. Tamy puściły. Zdałem sobie tak naprawdę sprawę co zrobiłem i co straciłem. Ból rozerwał mi serce. Przemo podbiegł do mnie i przytulił po bratersku. Zawyłem głośno z bólu i wtuliłem się w pomocne ramię. Trzymał mnie w żelaznym uścisku. Tego potrzebowałem. Nie zostawił mnie. On nadal mnie kocha. Mimo tego co zrobiłem przez całe swoje życie. Byłem mu mega wdzięczny. Dobrze, że mam kochającą rodzinę...
* Oczami Kasi *
Jarek nie chce mi powiedzieć o co chodziło. Wypiliśmy wspólnie kawę i dokończyliśmy film. Jarek na 19:00 miał trening w siłowni. Przed siódmą zostałam sama. Pati miała się pojawić za niecałe dwie godziny. Poszłam na podwórko i położyłam się na hamaku. O tej porze roku słoneczko było jeszcze w miarę wysoko. Nie wiedząc, co ze sobą zrobić, postanowiłam wykonać meldunek w Danii. Sięgnęłam po telefon do kieszeni. Wybrałam numer do Nickiego i zadzwoniłam. Postanowiłam, że pogadam z nim po duńsku.
- Hvad? (Słucham?) - usłyszałam głos przyjaciela.
- Hej Nicki. Dette er Kasia. (Cześć Nicki. Tu Kasia.)
- Kasia. Hvordan har du det? (Kasia. Jak się czujesz?) - w jego głosie usłyszałam ulgę.
- Slem, men til tider vćrre. (Słabo, ale bywało gorzej.) - usłyszałam lekki chichot po drugiej stronie.
- Hvad laver du? (Co robisz?)
- Jeg lĺ i haven. Jeg tror, jeg lćste det. (Leżę w ogrodzie. Chyba sobie poczytam.) - odparłam.
- Ha ha. Det er en dejlig lćsning. Mĺ ikke gider. Giv Hampel. (Ha ha. To miłego czytania. Nie przeszkadzam. Pozdrów Hampelów.) - powiedział spokojnie.
- Tak. Du kan sige goddag til familien. (Dzięki. Ty też pozdrów rodzinę.)
- Tak. Farvel. (Dziękuję. Pa.) - powiedział na pożegnanie.
- Hej. (Cześć.) - odparłam i przerwałam połączenie.
- Widzisz maluszku. Jest sporo ludzi, którzy nas kochają. - powiedziałam, gładząc się po brzuchu.
Leżałam sobie i zaczęłam rozmyślać o tym, jak to będzie mieć dziecko. Jak będzie wyglądać, jakie będzie mieć włoski, czy będzie dużo płakać? Pogrążona w myślach przysnęłam.
- Kajda... - usłyszałam delikatny damski głos, a po chwili ktoś mnie szturchnął. Pati.
- Emm... Hejka. - powiedziałam lekko zaspana.
- No hej. Od dziecięciu minut cię szukam. Chodź do domu, bo się robi chłodno. - mówiła delikatnie. Brzmiało to tak, jakby musiała dokładnie przeanalizować całe zdanie słowo po słowie.
- No okej. - powiedziałam i dźwignęłam się na nogi.
- Pati, jesteś taka ostrożna... Czy coś się stało? - zapytałam, kiedy znalazłyśmy się w domu.
- No właśnie ja bym się sama chciała tego dowiedzieć Kasiu. Od wczoraj nie wiem, co się wokół mnie dzieje. - pożaliła się.
- Och... Chodźmy do salonu. Postaram się ci to wyjaśnić. - powiedziałam i pociągnęłam ją do salonu na sofę.