MAM PROŚBĘ! KAŻDY, ALE KAŻDY, KTO TO CZYTA, NIECH DODA TU JAKIKOLWIEK KOMENTARZ. NAWET COŚ W STYLU "XD CZY ;P". CHCĘ WIEDZIEĆ ILE OSÓB TO CZYTA. JEŚLI NIE CHCECIE PODAWAĆ SWOICH NAZW CZY CHCECIE POZOSTAĆ ANONIMOWYMI NAPISZCIE PO PROSTU ANONIM CZY COŚ TAKIEGO. BĘDĘ WDZIĘCZNA! :***
Zostałam sama. Położyłam się i leżałam odrętwiała, nie myśląc o niczym. Później wstałam na obiad, obejrzałam żużel i poszłam pod prysznic. Później pograłam z małą w Monopol i koło 23 poszłam spać. Ale nie spałam zbyt dobrze... Męczyły mnie koszmary senne - wizje przyszłości.
***
Jestem na trybunie stadionu. Mała, słodka miniaturka Piotrka biegnie w moją stronę. Płacze. Biorę malucha na ręcę i przytulam.
- Co się stało, skarbeńku? - zapytałam zatroskana.
- Mamo... Tatuś... On nie chce się bawić! Wygonił mnie. Powiedział, że nie jestem jego dzieckiem. Czy to prawda? - mówił przez łzy.
Nie wiedziałam, co mam powiedzieć. Jak on w ogóle mógł coś takiego powiedzieć?! Czy mówić prawdę i mały zrazi się do swojego ojca, czy skłamać? Ale jeśli skłamie, mały znienawidzi mnie.
- To twój tato, kochanie. Ale on boi się do tego przyznać. Zrozumiesz to, jak troszkę podrośniesz. Nie płacz. Wujek Przemek ci tą zabawę wynagrodzi, dobrze? - powiedziałam prawdę. Jak dobrze, że mam Przemka i Madzię. Oni mi pomagają...
Zaprowadziłam juniora do wujka do bosku, a sama poszłam do boksu jego brata. Byłam naprawdę zdenerwowana. Nie byłam tam od lat...
Gdy go zobaczyłam, od razu na niego natarłam.
- Piotrze Pawlicki! Musimy porozmawiać! - krzyknęłam na niego.
- Co ty tu robisz? Czego chcesz? - natarł na mnie.
- Czego chcę?! Dlaczego traktujesz swojego syna jak obcego?! To, że my z sobą nie rozmawiamy, to rozumiem, ale przecież to jeszcze dziecko! Jak tak możesz?!
- TO NIE JEST MOJE DZIECKO! - wydarł się. - Ja go tylko spłodziłem. Rodzic dziecko wychowuje. Ja się tego nie podejmuję. Rodzic swoje dziecko kocha. Ja go nie kocham. Tak samo jak i ciebie. - powiedział i odszedł w swoją stronę...
***
Obudziłam się przerażona i zdezorientowana. Jednak już po chwili wspomnienia ze snu wróciły. Zaczęłam płakać w poduszkę. Jeśli tak to ma wyglądać, to nie mogę wrócić do Leszna. Nie pozwolę skrzywdzić mojego maleństwa bardziej. Wystarczy, że będę sama go, lub ją wychowywać.
Płakałam i płakałam, a moim łzą nie było końca. Cichutko łkałam. Nawet nie wiem, jak długo tak leżałam, ale w końcu zaczęło świtać. Nie interesowało mnie to. Wtuliłam twarz w poduszkę, zwinęłam się w kłębek i płakałam.
W takim stanie znalazł mnie Jarek. Było chyba koło południa, bo słońce grzało przez okno. Załamana wypłakiwałam się w poduszkę.
- Kasiu, dlaczego nie zeszłaś na śniadanie? - zapytał łagodnie, stojąc w drzwiach. Słysząc jego głos, mój szloch przemienił się w rozpaczliwe wycie. Usłyszałam, jak Mały szybko zamyka drzwi i zbliża się do łóżka. Usiadł, przekręcił mnie na plecy (twarz nakryłam poduszką) i posadził. Od razu wziął mnie w ramiona i mocno przytulił. Zaczął cicho nucić jakąś piosenkę i delikatnie mną kołysać. Zabrzmi to dziwnie, ale podziałało. Zaczęła się uspokoić. W końcu unormował mi się oddech, przestałam się trząść i płakać. Zabrał mi poduszkę i przytrzymał brodę, abym spojrzała mu w oczy.
- Boże Miłosierny! Kasiu... - jęknął cicho. - Co on ci zrobił?! Nawet po ostatnim razie, kiedy przyjechałaś tu z jego powodu, nie byłaś w aż tak słabej kondycji psychicznej.
Nie ukrywałam przed nim prawdy. W końcu to z nim chciałam pogadać. Kocham go jak brata. Więc potrzebowałam tylko chwiluni, żeby ułożyć to sobie w głowie. Wzięłam głęboki wdech i powiedziałam:
- To już koniec. Wszystko skończone. Już nie będzie mnie i Piotrka. - złożyłam dłonie razem. - Będę ja. - odsunęłam prawą dłoń w prawo. - I Piotrek. - lewa ręka odsunięta została przeze mnie w lewą stronę. Została między nimi przestrzeń.
- Ale dlaczego? Zacznij od samego początku. - zasugerował.
- Zaczęło się wieczorem, a właściwie w nocy, po poprawinach. Powiem wprost: uprawialiśmy seks.
- Zabezpieczyliście się? - zapytał, jak starszy brat.
- Właśnie do tego zmierzam. Piter nie pomyślał o gumce, a ja w sobotę i niedziele zapomniałam o tabletkach. - chciał coś powiedzieć, ale mu na to nie pozwoliłam. - Daj mi, proszę, dokończyć. Zorientowaliśmy się rano. Po południu byłam już u ginekologa. Strasznie się bałam. No i okazało się to, czego zapewne się domyślasz.
- Jesteś w ciąży. - bardziej stwierdził, niż zapytał. Szeptał. Nie wiedziałam, jak to odebrać.
- Tak. Jestem. - potwierdziłam.
- Czy przez to ten dupek cię zostawił? - zapytał. Rosła w nim złość.
- Nie. Nie dokończyłam ci opowiadać. - odparłam.
- Przepraszam. Kontynuuj skarbie. - zreflektował się.
- Wróciłam do domu. Powiedziałam mu. A on wtedy nakrzyczał na mnie, jak na jakąś szmatę. Zasugerował usunięcie ciąży. - moje nerwy puszczały. Znów zaczynałam płakać. - Po tym, jak nakrzyczał, podszedł do mnie i... On... On mnie... - nie mogłam się wystękać. Wzięłam głęboki wdech. - Wtedy on mnie uderzył. Jeszcze nikt nigdy mnie nie uderzył. Po nikim się tego nie spodziewałam, a co dopiero po nim. To zabolało mnie bardziej tutaj... - wskazałam na serce. - ...niż tutaj. - pokazałam na twarz. - Czułam się jak zwykła szmata. Nigdy się tak nie czułam. Wykrzyczałam mu w twarz, że go nienawidzę i że ma się do mnie nie zbliżać. Ale ja go wciąż kocham. Co ja mam teraz zrobić? Nawet nie chcę słyszeć o usuwaniu ciąży! Chcę urodzić, ale dziecko musi mieć ojca! Ja nie miałam. Wiem jak to jest. Nie chcę tego samego, dla mojego dziecka... - znowu całkiem się rozkleiłam.
Jarek wziął mnie w ramiona i przytulił:
- Ciii... Cokolwiek by to nie było, poradzimy sobie. - zacytował siebie.
Kiedy się w końcu uspokoiłam (a trwało to dobre 45 min), Jarek pomógł mi się ogarnąć. Upiął mi włosy, ubrałam się i umyłam. Poszliśmy na dół. Byliśmy sami.
- Gdzie dziewczyny? - zapytałam zdezorientowana.
- Nadia jest na wycieczce szkolnej w Warszawie, a Pati szła na 13 do pracy. - wyjaśnił.
- Oki. Głodna jestem. - stwierdziłam.
- Raczej jesteście głodni. - poprawił mnie żartobliwie. - Chodź. Nakarmimy was.
Usiadłam na stołku barowym, a Mały wziął się za placki ziemniaczane. Zaczęłam mu się przyglądać. Byłam mu wdzięczna za to, że nie prawił mi kazań. To chyba przez to, że widzi, że ja chcę tego dziecka. Nim się obejrzałam, papu stało przede mną. Jaruś usiadł obok i zaczęliśmy jeść w milczeniu. Dobre było. Najedliśmy się i poszliśmy do salonu. Położyliśmy się na sofach i zaczęliśmy oglądać nasz ulubiony film - Gladiator. W połowie filmu usłyszałam z góry mój telefon.
Z walącym sercem szłam na górę. A jeśli to Piter? Albo Mikkel? Złapałam telefon i spojrzałam na wyświetlacz.
Któż to taki? :) No a wgl, to jak wam się to podoba? :D Co myślicie o takim rozwoju akcji? :)