mam kompletny zastój ze zdjęciami. sanderka.
kolejne spojrzenie w głąb siebie (odsyłam 2 notki wstecz) - tym razem wyjątkowo mało spostrzeżeń. zwalić winę na organizm wycieńczony chorobą, wrodzony brak spojrzegawczości czy po prostu przejść nad tym do porządku dziennego? ostatnia opcja, chociaż najwygodniejsza, nie wchodzi w grę ze względu na cholerną chęć zrozumienia samej siebie, która mi ostatnio towarzyszy. mimo podejmowania prób wciąż nie panuję nad emocjami, słowami, myślami, czynami. wykluczyłam racjonalizm. ciekawe kiedy się zorientuję, że źle robię..? mam okropne przeczucie, że nieważne kiedy to nastąpi - i tak już będzie za późno. być może już jest za późno.
naprawdę chętnie zobaczyłabym gdzieś przed sobą jasne światło. niech mi wskaże drogę lub lepiej niech pójdzie tam ze mną. i przytrzyma miękkimi dłońmi......
Przyziemnie:
-angina,
-zapalenie spojówek,
-okres ze skurczami jak przy porodzie.
-czwartek - witaj, warszawo.
to tak jakbym próbowała zahamować odruchy bezwarunkowe albo powtrzymać pojawienie się przed moimi oczami pewnego obrazu, gdy usłyszę pierwsze takty 'under the bridge' red hot'ów.
czyt. podejmuję się niewykonalnego.
pozdrawiam.
m.d.