Wszystko, powiedziałbym, całkiem w porządku.
Dzisiaj u kumpla na konsoli, potem przyszedł wujek z Wrocławia do mnie do domu. A ja, zamiast siedzieć z gośćmi, se siedze przy kompie. Chyba bym umarł tam z nudów. W sumie nie mam nic do wujka, ale nie sądzę bym znalazł z nim temat do rozmów. Ci ludzie (moja rodzina) żyją w zupełnie innym świecie niż ja. Obydwa są realne, no ale gooby pls. Nie chce mi się słuchać tych wszystkich "Madzi".
Na podkreślenie swojego chujostwa, powiem, że jeszcze idę na altankę do przyjaciółki. W chuj nieładnie, co? a w sumie co mnie to. I tak się przy kompie nudzę. A tak to godzinę przynajmniej na czymś ciekawszym spędzę. Dziękuję Ci Kate, że zawsze o mnie pamiętasz, choć upierdliwy jestem jak dziadek z reumatyzmem.
Ah, no tak, życie związkowe ok, foszki foszkami, seksy seksami, to co zwykle się tam przewija. Kocham ją, i gitara gra. Jak dla mnie to jest coś więcej, niż beznadziejne internetowe wiązanie się na ciumeczki typu ":*" i "kc" pod każdym podpisem, więc ekhem. Mam nadzieję, że zobaczymy się na żywo, bo mam dla niej pewną niespodziankę.
Oh, mam ochotę na wypad pewien, chyba muszę to ustalić kilkoma osobami. Będzie wesoło.
Z zespołem jest tak, że się prawie wziął i jebną, ale ja muszę to jakoś za jaja trzymać, bo nie wyrobimy.
song about my poor life: