HAHA YOU'RE DEAD, HAHA YOU'RE DEAD, HAHA YOU'RE DEAD.
najbardziej inteligentne zdjęcie na tym kompie. A nie, mam takie przejebane, że ich nigdy nawet nie pokaże publicznie (siedze na kiblu w spodniach na tyłku i gryze umywalke, a w tle papier. I to wcale nie jest z mojego domu.
tak, ściągnąłem sobie dwie płyty Green Daya, których brakowało mi przez długi czas. Shenaningans i 1039 Smoothed Out Slappy Hours. Jak się zmusze, to ściągnę B-sides. No i w końcu na jesień jak wyjdą te ich nowe albumy Unos, Dos, Tre, to je też pościągam. Po czym popatrzę z łezką w oku, na dwa lata, które ich kocham. I na swoje tshirty. I płytki te kupione. I powiem sobie w duchu "ja pierdole, jestem psychofanem, musze sie ogarnąć".
Jestem szczęśliwy. Mimo tego, że jest o tak o, jestem szczęśliwy. Żadnych buthurtów, bo np brat mnie nienawidzi, a dresy drą sie za mną jak najebani. Jest w porządku. BEZ IRONI KUREWEŁE.
Obiecałem sobie, że w następnej notce jaką napisze, dam przemowę pod tytułem "Greetings and thanks!"
(nie musicie czytać, jak się nie chce, ale skoro ktoś kto tu włazi ma się za mojego przyjaciela, albo ważnego kogosia to ma to czytać przyp. aut.)
Obserwując jak miłe jest ostatnio dla mnie życie, odkryłem, jak bardzo byłem samolubny. Jak bardzo nie doceniałem tego, co mam. Raczej KOGO mam. Skupiałem się tylko na ludziach mniej lub bardziej mi dalekich, którzy mieli mnie gdzieś (jakbym ich do czegoś potrzebował). Wciąż brnąłem po więcej niż mam, szalenie starając się być fajnym i idealnym we własnych oczach nieugiętego krytyka. Nie doceniałem jednak tych, co wciąż byli przy mnie. Brzmi to może banalnie, ale zdarza się.
Dziękuję więc z całego serca swoim najukochańszym przyjaciołom i koleżankom, kolegom. Dziękuję szczególnie: Kaśce, Justysi, Justnie, Ayu a także Sonji . Dziękuję, że mnie akceptujecie i zawsze mogę znaleźć w was oparcie. Szczególną uwagę poświęcam Kaśce i Justysi, które są ze mną praktycznie cały czas. Dziękuję wam, i przepraszam, że dotąd nie doceniłem was na tyle, na ile powinienem.
Dziękuję Tobie, kochanie. Dziękuję, że jesteś ze mną i że wytrzymujesz z moim chorym mózgiem. Jesteś moim małym skarbem, cudem na ziemii. Masz wiele wspaniałych cech, które cenie: wrażliwość, inteligencja, wyrozumiałość. Oprócz tego jesteś taka piękna. Jesteś idealną dziewczyną, kochającą jak ja Johna Ronalda Duela Tolkiena i Star Wars. Lubisz też jak ja kotki, gry na konsolę, bawarkę, mięso. Interesuje Cię jak mnie manga i mamy niektóre wspólne lubiane zespoły. Tak wiele nas łączy, lecz równocześnie tak wiele dzieli (w końcu nawet te 500 km). Jednak to, uczucie przywołane z każdą myślą i Tobie, nie zostanie przełamane przez ani metr, który stoi między nami. I mimo tego, że nie zawsze jset między nami tak kolorowę, nie chcę Cię tracić. Kocham Cię.
Napisałem to w przypływie obecności mojego jednego z trzech ego: Jezusa.
tak, jestem Jezusem alfonsem, Billiem Joe kotkiem i sobą. To pedalskie i dziwne, ale ponoć przypominam niektórym kota.
koniec audiencji peday