Wojtek mówi, że już ma dość mnie w czarnych ciuchach, a gdzie tu rok.. Kolejny dzień minął, Kolejny dzień jeździałam i załatwiałam papierkową robotę.. Mama mówi, że ma szczęście, że ja to lubię. I dobrze, że aktualnie nie pracuje praktycznie, bo mam na to czas, a czasu na to potrzeba dużo.. Jutro odbiorę akty urodzenia i małżeństwa rodziców i można załatwiać sprawę w sądzie.. Oby poszło gładko. Znajomy policjant mi pomaga więc mam nadzieję, że poleci z górki.. Jutro też odlatuje dwóch braci taty. Jeden poleciał już w piątek.. Mieszkali u nas i teraz nie wyobrażam sobie, że zostajemy w 150m2 SAME. Zrobimy dzisiaj małe pożeganenie i coś czuję, że opiję ich wylot, bo mam dzisiaj doła, którego trzeba w końcu jakoś 'zalać'/'zakopać'.. Płakać nie mogę w domu, bo muszę mamę podtrzymywać i niech ona się wypłacze, a bez niej prawie nigdzie się nie ruszam, żeby przypadkiem sama nie została.. Więc duszę to w sobie wszystko, a dusić nie potrafię, bo raczej jestem osobą mega wylewną w uczuciach.. Każdy mi powtarza, że MUSZĘ nauczyć się żyć z tym co się stało.. ale skoro takie rady dawają, to niech jeszcze podpowiedzą JAK?! Bo do mnie to jeszcze nie dotarło. Ciągle myślę, że Tata gdzieś wyjechał i wiem, że nie wróci dziś czy jutro, ale może chociaż za rok.. Popieprzony ten świat.
Różę z poprzedniego zdjęcia ktoś zabrał z grobu, ROZUMIECIE?!
Zastanawiam się czy w ogóle ktoś czyta moje wypociny?.. Ale muszę gdzieś się wygadać..