W domu zawsze było dużo wódki, między nimi dużo kłótni
Kwestią czasu aż zamknie drzwi i nas opuści znów
Pamiętam płacz matki jak chciała go ukryć
Jego obietnice dane nam - setki pustych słów
Tyle razy powtarzałem, że nie będę nigdy
Taki jak on i swoich bliskich tak nie będę krzywdził
I mimo, że na sercu nadal mam wycięte blizny
Jestem taki sam i ranić jak nikt potrafię bliźnich
Tyle razy mogłem żyć tak jak nie chciałem żyć
I wmawiałem sobie, że będę tam gdzie nie miałem być
Twarze z tamtych lat rozpłynęły się jak tamte dni...
Nie mogę zasnąć, brak snu stał się rutyną
Obecną w moim życiu jak ból i sztuczna miłość
Dawno nie czułem się dobrze tu, znowu coś mnie ciągnie w dół
Widzę swoje odbicie w lustrze, nie umiem w twarz spojrzeć mu
W końcu mam za co żyć, nic - za co chciałbym umrzeć
To co zdobyłem wcześniej, przełożę na starty później
Mój umysł to straszny burdel, gubię się w tym rzadkim gównie
Może dasz mi rękę i wyciągniesz stąd zanim pójdziesz?