Kilka z Was prosiło mnie od dodanie historii mojego odchudzania. Powyżej macie moje aktualne zdjęcie, na którym ważę 68 kg. (przy wzroście 170cm)
A teraz wyobraźcie sobie mnie grubszą o 10 kg i niższą przy tym o 2 cm. Brzmi trochę niezdrowo, prawda?
Ochudzać zaczęłam się na początku 2011 roku. Zawsze mówiłam, że moja waga mi nie przeszkadza, czuję się z nią dobrze, ale było to jedno wielkie kłamstwo. Męczyłam się ciągle i śniłam o figurze zdrowej, zadbanej dziewczyny. Nie słyszałam nigdy przykrych komentarzy, moi znajomi też nigdy nie docinali mi z powodu nadwagi. Ale pewnego dnia, dokładnie na pewnej lekcji wfu, gdy zaliczaliśmy jakieś testy sprawnościowe (oczywiście poszło mi najsłabiej z braku kondycji) usłyszałam przypadkiem jak dziewczyny z klasy, obsmarowują mi dupę, oczywiście nie podarowały sobie używania słów takich jak grubas, tłuścioch itd. Przeżyłam to mocno, było mi przykro. W domu przepłakałam cały wieczór. Ale doszłam też do takiego wniosku: dlaczego by nie spróbować schudnąć? Co mam do stracenia? Dlaczego nie pokazać tym idiotkom, że potrafię i nie sprawić, że zamkną im się gęby? I tak to się stało.
Mama wspierała mnie ogromnie. Zaczęła gotować obiady w wytyczonych porach, używając niskokalorycznych produktów, pilnowała żebym nie podjadała, motywowała do ćwiczeń. I tak po kilku tygodniach schudłam 2 kg. Byłam podekscytowana, chciałam schudnąć więcej, kupiłam sobie rowerek stacjonarny i steper, ćwiczyłam i ćwiczyłam. I tak schudłam kolejny 2kg. Ludzie zaczęli mówić, że schudłam, że dobrze wyglądam. I tu zaczęły się schody.
Kolejne 6 kg to męczarnia. Waga przestała spadać, przez to straciłam motywację do ćwiczeń, zaliczałam doły, przepłakałam tysiące wieczorów. Był też efekt jojo, raz schudłam kg, przytyłam kolejny kg. Wkręcona w te wszystkie obrazki chudych modelek czasem się głodziłam.
A później przyszło lato. I wszystko dostało napędu. Powiedziałam sobie, że w następne wakacje nie chcę wstydzić się nóg, chcę nałozyć krótkie spodenki,a nie ze wstydu chować się w długich dżinsach i umierać z ciepła. Zaczęłam biegać. Przestałam jeść po 18. Kiedy zobaczyłam 69 na wadze- było to w październiku- rozpłakałam się ze szczęścia. Wreszcie widziałam z przodu 6, nie pieprzoną 7. To było coś pięknego.
W międzyczasie ogólnie zmieniłam się z wyglądu. Przez aparat ortodontyczny zmieniły mi się rysy twarzy i nie byłam już tak pulchna.Zahodowałam włosy i urosłam parę cm. Z brzydkiego kaczątka zmieniłam się w łabędzia. I z szarej myszki w popularną, lubianą nastolatkę. Ludzie mówili mi że ładnie wyglądam, te dziewczyny też. I w sumie, choć mam żal do nich, że były takie fałszywe, wiem, ze gdybym nie usłyszała ich rozmowy, nadal zajadałabym smutki i tyła.
Teraz miałam mały zastój związany ze szkołą, bo było mi ciężko, trochę też chorowałam, przez co nie mogłam ćwiczyć. Miałam ciągły efekt jojo. Doszłam już do 65kg, a teraz znów ważę 68. Ale nie poddaję się, wiem, że wiele już osiągnęłam i nie mogę tego zaprzepaścić. Chcę iść dalej po swoje!
Mam nadzięję, że nie zanudziłam :)