Nazajutrz przyjechała mama z małą walizeczką. Wezbrała we mnie chęć przytulenia jej. Bez zastanowienia podeszłam do niej i to zrobiłam. Zawsze okazywałyśmy sobie czułość bez skrępowania. Miałyśmy ze sobą świetny kontakt, byłyśmy przyjaciółkami. To właśnie ona nieustannie była przy mnie, kiedy czułam pustkę po zerwaniu z Nathanem. Dzięki niej z czasem wyszłam na prostą, na powrót byłam sobą i skupiłam całą swoją uwagę na wychowywaniu córeczki.
Kiedy dowiedziała się, że jestem w ciąży, bez wahania zdecydowała się mi pomóc. Wyprowadziła się z Rio de Janeiro i poleciała za mną do Miami, aby rozpocząć nowe, być może lepsze, życie.
Właśnie w tamtym okresie zdałam sobie sprawę, że to, jak potoczyły się sprawy, to dar. W pewnym sensie ciąg wydarzeń przyczyniający się do uszczęśliwienia mamy. Niewątpliwie, było jej ciężko. W końcu jej osiemnastoletnia córka chodziła z brzuchem, a ona sama uciekła od męża. Ale właśnie to było jej jedyną szansą.
Odkąd byłam mała, pamiętam, jak ojciec bił mamę. Nie panował nad sobą, kiedy był zdenerwowany. Na szczęście nie zdarzało się tak często, jak mogło by się wydawać. Czasami było to raz na tydzień, innym razem był spokój przez miesiąc. Jednak to zawsze powracało. Mama usprawiedliwiała ojca. Wyjaśniała, że za każdym razem wymierzył jej tylko policzek, a następnie przepraszał i płakał. Nie katował jej. Opamiętywał się po pierwszym ciosie. Mnie nigdy tata nie uderzył. Pierwszy raz podniósł na mnie rękę, jak wyjawiłam, że jestem w ciąży i lecę zamieszkać do Miami. Właśnie wtedy mama podjęła decyzję o wyjeździe ze mną. Po dwóch latach oficjalnie nie byli już małżeństwem.
Obecnie mieszkałam w małym, białym domku przy plaży. Wprost z altanki wychodziło się na ciepły piasek. Widok z okna był niesamowity. Plaża, morze, palmy...
Z kolei mieszkanko mamy było oddalone o pół godziny drogi od mojego.
- Dziękuję, mamo. - Szepnęłam, spoglądając w jej ciemne, mądre oczy. - Zostaniesz z Gigi, dobrze? Postaram się wrócić jak najszybciej, muszę tylko...
- Już dobrze. - przerwała mi mama. - Nie musisz się spieszyć.
- W najgorszym wypadku wrócę za tydzień. - Zapewniłam. Mama schwyciła kosmyk włosów, który swobodnie spadał na moje ramię i wetknęła mi go za ucho. Pogłaskała mnie i ciepło się uśmiechnęła.
- Gdzie chcesz się zatrzymać? U ojca? - zapytała.
- Nie sądzę. Poszukam jakiegoś taniego hostelu. Tu są klucze - podałam mamie na wyciągniętą dłoń - jakbym nie zdążyła wrócić, to za trzy dni Georgina ma kolejne dializy. W czwartek.
- Spokojnie, przypominam, że ty też sama się nie wychowałaś. - zaśmiała się. - dam radę, mam wprawę.
- Okej. To na mnie już czas. Dziękuję jeszcze raz - powiedziałam szybko, zdenerwowana. - Kochanie, chodź się pożegnać z mamą! - krzyknęłam w stronę otwartych drzwi balkonowych. Gigi natychmiast przybiegła. W ręce trzymała swojego małego misia, z którym nigdy się nie rozstawała.
- Teraz ty zaopiekuj się Chloe. - powiedziała, podając mi maskotkę. Wiedziałam, jak jest do niej przywiązana, dlatego była to najpiękniejsza rzecz jaką mogłam od niej usłyszeć. Mocno ucałowałam córkę we włosy, chwytając Chloe w ręce i dodałam. - Mamusia niedługo wróci. Bądź grzeczna.
- Będę! - obiecała.
Pojechałam na lotnisko, by wkrótce spotkać się z mężczyzną mojego życia.