pierwsze dni po tej stronie życia zawsze są trudne i dziwaczne. jakaś część mnie trzyma sie kurczowo zdrowienia, szepcze, że wcale nie muszę odmawiać sobie czegokolwiek, że mogę wszystko zjeść czy mieć - to nie ma znaczenia, po prostu mogę wszystko.
a zarazm potem przechodzi mnie dreszcz i zaczynają wirować przed oczami długie listy produktów i wartości odżywczych, nagle widzę, że wszyscy jedzą, dzielą bułki na kawałki, gryzą i oblizują palce. jedzenie znika w nich, słyszę stukanie zębów, szelest torebek, czuję różne zapachy i rośnie we mnie ten strach, że jestem częścią tego wszystkiego, że zlewam się z nimi w dziwnej kombinacji rąk i nóg, gdzie nikt nie ma twarzy.
wykorzystałam już chyba wszystkie przewidziane nieobecności i jeśli nie zacznę chodzić regularnie na zajęcia to wpadnę w jeszcze większe kłopoty niż te, w których obecnie jestem.
zjadłam około tysiąca.