Czasami człowiek potrzebuje wyrzucić z siebie cały ten zalegający w nim syf, dno, metr mułu.Wzmaga to jakąś niepojętą wewnętrzną siłę... byćmoże chodzi o wypowiedzenie na głos tego, co nas boli? Kiedy frustracja sięga apogeum, od lat niezawodnym lekiem (moim) jest wylewanie wszystkiego na klawiaturę. Jak to mawia mama: szkoda, że w gębie nie jestem tak mądra. I ma rację, szkoda.
Kilka dni temu wróciłam znad morza, będąc tam, chciałam do domu, a teraz myślę - co mi tam tak nie odpowiadało?
Chyba wiem. CHYBA. Bo ostatnio wszystko znajduje się pod znakiem zapytania, nic nie jest pewne ani stałe. MINDFUCK.
To chyba niezdrowe nie mieć punktu odniesienia, bo nie żyje się z tym najepiej.
***
"I znowu był czerwiec łagodne, długie, wolno gasnące wieczory, wieczory które tak wiele obiecują, że cokolwiek się z nimi zrobi, ma się zawsze wrażenie porażki, zmarnowanego czasu. Nie wiadomo, jak najlepiej je przeżyć. Iść przed siebie, albo może zostać w domu i siedzieć przy szeroko otwartym oknie, tak żeby ciepłe powietrze, nasycone dźwiękami lata, weszło do pokoju i zmieszało się z książkami, z ideami, z metaforami, z naszym oddechem. Ale nie, to także nie jest sposób, to nie jest możliwe. Można ich tych niekończących się wieczorów tylko żałować, kiedy już przeminą, kiedy dzień będzie coraz krótszy. Są nieuchwytne. "
Adam Zagajewski "Lekka przesada"