To nie był dobry dzień...ojjj nie.Urlop i tyle nerwów. Najpierw autobus nie przyjechał. Wypizgało mnie na dworcu,że hej. Pół godziny. Załatwiłam,co miałam załatwić w Srocku, praktyki podpisane.Powrót. Autobusu brak,zimno jak piorun.O ktoś trąbi,dawno nie widziana koleżanka Karolina. Wsiadam,jedziemy,wyrzuca mnie w centrum miasta i co? I nie mam telefonu. Jadąc w aucie czułam,że coś wibruje,więc myślę sobie,że pewnie wypadł w aucie.Ale jak ja mam się skontaktować z Karoliną? Nie mam telefonu,do niej namiarów żadnych. Do domu i ryk. Nk uruchomiona, facebook,którego przecież nie używam. Nic. Co robić? Jadę do pracy,bo tam swobodny dostęp do telefonu. Milion akcji,milion kontaktów,w końcu dotarłam do mamy Karoliny i od niej do Karoliny. Dzwonie do niej,a ona mówi,że w aucie telefonu nie ma...Zawał. Ale znalazła...Przywiozła mi do pracy.Ile nerwów...jesó.Myślałam,że zejdę. Wysunął mi się gnojek z torby i wiecie,gdzie się znalazł? Na drzwiach,w kieszonce. Moze mi ktoś powiedzieć JAK???
Niedobry to był dzień. Wykończył mnie psychicznie i fizycznie. I taki to mam urlop...Do dupy...
Jutro kierunek Łódź i weekend na uczelni...
MY