cześć, Kłapuś.
Mały, tłuściutki, jędzowaty gryzoń. A kiedy pożegnał się z życiem i kiedy my pożegnaliśmy się z nim,
w powietrzu było aż mokro od łez.
Po 10 latach nadszedł ten dzień.
To trwało godzinę. Godzina, między pierwszym zastrzykiem w opłucną,
a ostatnim w serce.
"Nie płacz, przecież jego już nic nie boli".
Będę, kurwa, płakać.
Mój potwór.
To z nim rozmawiałam, kiedy nikt mnie nie rozumiał.
I nawet to już przeszło do historii.