Życie się trochę spierdoliło, nie sądzicie? Nic nie jest tak jak być powinno i brakuje mi uśmiechów na twarzach najbliższych. Brakuje mi uczucia miłości w sercu, ale nie takiej wobec przyjaciela... Generalnie czasem mam ochotę po prostu wszystkim rzucić i stąd uciec. A czasem tylko się przytulić i zapomnieć o istnieniu problemów.
Choć teraz już nawet przytulenie to problem. Tak właśnie, problem. Nienawidzę ranić innych i nienawidzę w sobie wzbudzać cholernych nadziei. Potrzebuję szklanej misy do której mogłabym wrzucić wszystkie swoje myśli i uczucia i dokładnie im się przyjrzeć, żeby móc potem je ułożyć jak trzeba. Ale w życiu nie ma dróg na skróty. Więc poradzę sobie z tym w inny sposób, ale zrobię to na pewno!
Wiele się zmieniło przez ostatnie parę miesięcy i na szczęście wiele z tych zmian było na lepsze. Mam na głowie szkołę i pracę, a mimo to wyczekuję każdego kolejnego dnia, bo wiem, że ten dzień oprócz obowiązków przyniesie i wieści na temat moich przyjaciół, że będę mogła się z nimi zobaczyć i porozmawiać, że zawsze mogę na nich liczyć i być może to będzie jeden z tych dni w którym będę mogła im w czymś pomóc. I to jest piękne, bezinteresowność, troska i poczucie bezpieczeństwa w zamian. Każdego dnia dziękuję za to, że Was mam ;*
A z drugiej strony... Mam gigantyczny mętlik w głowie O,o wręcz nieprawdopodobny... Jak to jest, że im bardziej nam na kimś zależy, tym bardziej robi się to skomplikowane? Po tym, czego w życiu doświadczyłam, chyba już nigdy nie pozbędę się okropnego nawyku analizowania każdego mężczyzny w swoim otoczeniu i skreślania go na starcie... Cholerna porażka;/ To boli, że tym, których po prostu lubimy zależy bardziej, a z tymi, na którym nam naprawdę z całego serca zależy, zawsze jest coś nie tak:((
Życie chyba w ten sposób nas testuje... "Jeśli kogoś naprawdę kochasz- pozwól mu odejść, jeśli wróci to znaczy, że naprawdę jest Twój". Tylko ilu z nas ma siłę, by pozwolić odejść choć na krok komuś, kogo najchętniej nie wypuszczalibyśmy z ramion nawet na sekundę? Rzadko kiedy jesteśmy w stanie się na coś takiego zdobyć, bo przecież jeśli odpuścimy, jest ryzyko że stracimy na zawsze... Ale nie odpuszczając stracimy na pewno... Z tym, że ludzie już tacy są- nie odpuszczają, bo chcą nacieszyć się każdą sekundą, każdą chwilą, dopóki jeszcze one trwają... I wiecie jak ja to nazywam? Zwyczajne poddanie się rzeczywistości. A niestety, żeby w życiu coś osiągnąć, trzeba wziąć sprawy w swoje ręce, trzeba mieć kontrolę nad tym, co się robi i pełną świadomość konsekwencji... Inaczej wszystko jest przypadkowe. Wiadomo że miło przypadkiem coś zyskać, ale kiedyś już przez przypadek się traci coś, co się kocha, zostają tylko łzy, poczucie bezradności i bezgraniczny smutek...
Więc może warto wziąć sprawy w swoje ręce hmm? Bo zwykle to jest tak, że gdy spada na nas problem, odrzucamy od siebie te najgorsze konsekwencje myśląc "jakoś to będzie". Dopiero gdy zostajemy przyparci do ściany zaczynamy panikować... A gdyby tak na wstępie każdego problemu przeanalizować co może spotkać nas w najgorszym wypadku i pogodzić się z tym? Wtedy w pełni świadomi najgorszych konsekwencji możemy się zabrać za próby zminimalizowania ich. Możemy zacząć walczyć, bo wiemy co nas czeka, więc każda próba, każdy sukces sprawi, że będzie tylko lepiej.
No i to tyle jeśli chodzi o moje "mądrości". Bo w końcu MUSI być kurwa mać lepiej. Musi, nie? "Będę kochać, będę walczyć o to co jest mi pisane..."
A propo kochania... ^^ No właśnie, co z tym? W życiu nie było gorzej... A może ja już straciłam wiarę w miłość? Niee... Niemożliwe... W końcu tak cholernie mi na pewnych osobach zależy... Szkoda tylko, że obrywa mi się za troskę... Czemu ja tak szybko przywiązuję się do ludzi?:( I czemu brak mi stanowczości gdy w grę wchodzą emocje?
Te pytania chyba jeszcze długo pozostaną bez odpowiedzi. Koniec marudzenia...
Jest już nowy dzień:
"Bo wczoraj niczym innym jest jak snem, a jutro tylko wizją.
Lecz dobrze przeżyte dziś, uczyni każde wczoraj snem szczęśliwym,
i każde jutro wizją nadziei."
No więc zaczynam nowy dzień. Nowy dzień i czysta karta.
A na zakończenie zabawny epizod z ostatniej chwili- kotek właśnie wrócił do domu z myszką. Chciał się pochwalić, a tak się złożyło, że myszka była jeszcze żywa i w kuchni mu uciekła, cudownie, będziemy mieć jeszcze jedno zwierzątko, a może kilka jeśli akurat była w ciąży<3
Tym radosnym akcentem kończę tą zdecydowanie za długą notkę. Ale przynajmniej oczyściłam trochę umysł:)) Może to moja szklana misa;) Ciao;*