photoblog.pl
Załóż konto
Dodane 6 CZERWCA 2013 , exif
705
Dodano: 6 CZERWCA 2013

Przepaść

No właśnie. Bo podobno życie wymaga od nas czasem skoku w przepaść.
A teraz spójrzmy na to zboku. Jak np. przybysze z innej planety. Przylatują tu, słuchają co my gadamy i myślą sobie: albo debile, albo samobójcy. No bo co trzeba mieć w głowie, żeby uważać że skok w przepaść jest rozwiązaniem?
Metaforycznym czy dosłownym....
Tak, to co piszę też się kupy nie trzyma. 

No ale zacznijmy od dosłownego znaczenia. Bo to właściwie popchnęło mnie do zaglądnięcia tutaj- mam potrzębę podzielić się swoimi doprawdy przedziwnymi przemyśleniami i niekoniecznie chcę kogoś tym karać, więc slowo pisane ratuje sytuację:) 
A więc zupełnym przypadkiem stanęłam twarzą w twarz ze swoim największym lękiem- lękiem wysokości. Pokonałam go już raz, bo tak sobie postanowiłam, ale wtedy nie byłam gotowa. Teraz już chyba tak. Dałam się zapiąć, uwierzyłam uprzejmemu panu, że nawet jak spadnę- lina mnie uratuje i że nie ma od tego wyjątków (nawet dla niegrzecznych dziewczynek, które dodatkowo mają pecha). No i zaczęłam swój tor przeszkód od niższego poziomu. Początki były trudne, ale nie spanikowałam, krok za krokiem jakoś szło do momentu gdzie niestety trzeba było skoczyć. No i co? No i Kasia zaczęła świrować, nie dam rady, nie skoczę, ble ble ble.... 
Niespodziewanie jednak wtrąciła się pani, żeby zapewnić mnie że jej córka też się bała, ale wszystko będzie dobrze, wtedy ja zadałam jej to naprawdę kretyńskie pytanie. 'Ale nie umrę?'
Serio? Człowiek głupoty gada pod wpływem stresu ;P No ale powiedziała, że nie i że nawet ten trudniejszy tor jej się podobał. To mi wystarczyło, skoczyłam. Adrenalina prawdopodnie była wtedy głównym składnikiem mojej krwii. Koniec końców było nawet fajnie. Nie wierzę do teraz, że można użyć tego określenia w kontekście czegoś co wiąże się z wysokością. Ale faktycznie tak było. Przeszłam cały tor i pełna obaw ruszyłam na kolejny. 
To już okazało się nie lada wyzwaniem. Przeszkód było mnóstwo, wykonałam kolejnych kilka skoków (każdy kolejny był większą frajdą), ale zauważyłam też pewien schemat. To jest tak oczywiste i banalne, że aż śmieszne. Pokonując każdą przeszkodę, szczególnie na wysokości, nie można skupiać się za długo na żadnym fragmencie rzeczywistości. No bo nie zastanawiamy się nad tym co przed chwilą przeszliśmy, mamy świadomość gdzie stoimy i patrzymy przed siebie zastanawiając się jak pokonać kolejny etap. Kolejnym ważnym elementem jest to, że klucz do skuteczności leży w utrzymywaniu stabilnej postawy w każdym momencie. Zero chwiania się, huśtawek itd. A dlaczego? A dlatego, że w większości przypadków, żeby pokonać jakiś odcinek, trzeba się puścić. Hah brzmi fantastycznie, ale to sedno sprawy. Wystarczy że spojrzę na powyższe zdjęcie. Żeby pokonać mostek, musiałam stabilnie stać na każdym jednym stopniu, bo nie byłam w stanie sięgnąć obiema rękami jednocześnie do dwóch różnych lin. Musiałam puścić jedną aby złapać kolejną.
I to właśnie ten moment który nas przeraża. Ten krótki moment bezdechu, niepewności, od którego tak wiele zależy, a na który tak ciężko nam się zdobyć....
Przejdźmy więc może do tej metaforycznej części.
Bo tak sobie myślę, że nasze życie jest zupełnie jak ten tor przeszkód (tak, wiem, Ameryki nie odkryłam). Ale każda taka trasa to wyzwanie. Stajemy przed nim i próbujemy sobie wmówić, że damy radę. Bo chcemy dać, ale nie zawsze jesteśmy na to gotowi, nie zawsze mamy dość siły, nie zawsze jest to dobry moment. Spytałam tamtego miłego pana czy zdarzyło się, że ktoś wszedł i nie chciał iść dalej. Powiedział że tak, że wiele osób już stamtąd ściągali. My też często rezygnujemy, nie dajemy rady... Ale zdarza się również, że na naszej drodze niespodziewanie pojawią się ludzie tacy, jak tamta miła pani, którzy zapewnią nas, że damy radę, że mamy dość siły, że oni już to przeszli i to naprawdę nie jest takie straszne jak się wydaje. Pomaga? Pewnie, że pomaga... Ta nasza duma... 'ona dała radę a ja nie dam?!'. I skaczemy. A potem odwracamy się i z naszej twarzy nie znika uśmiech niedowierzania jak coś takiego mogło nas w ogóle przerażać. Koniec końców, ten skok wcale nie jest taki straszny.... No ale jest też druga sprawa. Pokonywanie przeszkód. Działa to dokładnie tak samo jak na tym torze linowym. Stoisz kilka czy kilkanaście metrów nad ziemią i jedyne czego chcesz to iść na przód. Ale paraliżuje cię strach. Wysokość, odległość, perspektywa upadku.... W życiu takie sytuacje są na porządku dziennym. I żeby pokonać to co nas przeraża- musimy przede wszystkim mieć tą stabilną pozycję. Swoje miejsce, ludzi, rodzinę, przyjaciół, męża, chłopaka, dziecko, nieważne co.... Ważne, żeby dawało nam poczucie, że mamy stabilny grunt pod nogami, którego nie zniszczy byle burza. No bo czy stojąc twardo na ziemi masz potrzebę trzymać się czegokolwiek żeby nie upaść? Sytuacja się zmienia, kiedy w grę zaczyna wchodzić wysokość. Ale znów spójrzmy na to z tej perspektywy, że gdybyśmy stali na tej samej powierzchni, w tej samej sytuacji 10 cm nad ziemia, nawet byśmy się nie zastanawiali czy zrobić krok. No bo ewentualne konsekwencje byłyby niewielkie. Wysokość sprawia, że zaczynamy się zastanawiać, co będzie jak się nie uda. I to nawet jeśli mamy asekurację, uprząż, która nie pozwoli nam spaść. Warto się zastanowić, co w życiu jest dla nas taką uprzężą. Do niej w końcu należy nasze bezgraniczne wręcz zaufanie.... No ale pójdźmy krok na przód. Stoimy twardo, przed nami coś, co musimy zrobić, ale wymaga to niestety tego nieszczęsnego skoku. Musimy ZARYZYKOWAĆ i pozbawić się na moment wszelkiego poczucia bezpieczeństwa i stabilności. Dla wielu z nas jest to ponad siły. Większość ludzi właśnie w tym momencie rezygnuje. Ze strachu przed tym co będzie dalej, co będzie jeśli się nie uda itd... I tak sobie tkwią w połowie tego toru przeszkód, wmawiając sobie, że przecież jest bezpiecznie i dobrze. Pozbawiają sensu to, co już przeszli i zabierają sobie szansę na korzystanie z tego, co przed nimi. A wystarczyłby jeden krok. Potem kolejny... I narastająca wiara, że z każdym następnym będzie już tylko łatwiej. Koniec trasy widnieje w oddali zawsze. Dlaczego ten jeden krótki moment tak nas przeraża? Dlaczego boimy się nawet na chwilę 'puścić', żeby móc sięgnąć po coś lepszego? Czy naprawdę chcemy tkwić tam na tym drzewie i się oszukiwać, że jest nam dobrze? Satysfakcja z pokonania własnych słabości jest nie do opisania. Tylko czasem to coś więcej niż lęk wysokości. Więc życzę Tobie który to czytasz (tak, łudzę się, że ktoś to czyta) i sobie, aby nigdy nie zabrakło nam odwagi do tych skoków, do 'puszczania się' i do sięgania po to co nam się należy, co możemy mieć. I żeby każdy z nas potrafił stanąć stabilnie w swojej rzeczywistości, z nadzieją patrzeć w przyszłość i czerpać korzyści z przeszłości. No i aby w naszym życiu jak najwięcej było takich miłych ludzi, którzy pomogą pokonać wątpliwości, wesprą i dodadzą otuchy. I co najważniejsze- aby każdy z nas w życiu miał tą uprząż, która nie pozwoli nigdy spaść. Bez względu na wysokość, strach i okoliczności. Nieważne pod jaką postacią, ale życzę tego wszystkim i każdemu z osobna. 
Tym akcentem kończę swój przydługawy wywód. Nie czytam po napisaniu, bo zapewne skasuję, a potrzebuję pozbyć się tej 'filozofii' ze swojej głowy.
No więc udanych skoków w przepaść, a tym kosmitom w razie czego możemy wyjaśnić, że to tylko taka zabawa, bo przecież mamy asekurację.... ;)