Składam z papieru kolejny samolot
Wyrzucam go w gore, wiatr wieje mi w oczy
Po chwili pikuje, zycie staje sie zgroza
Dość już twoich i moich łez
Jak jest wiesz, masz twarz zasmuconą
Czuje się źle, daję słowo
Być skałą, wokół której toną
Zgadzam się z tobą, z każdą racją
Zrobię na przekór, z premedytacją
Kolejny raz w ścianę uderzam pięścią
Chociaż nie jestem winny, tępy ból, zapijmy...
Tak bardzo czuję się bezsilny...
Blizny po szczęściu, oko zaszło mgłą
Lepiej śpisz kiedy nie wiesz z kim się na ulicy mijasz
Rzucone kości nie ma już odwrotu
Nie jestem z cukru się nie rozpuszczę lecz ciąży presja
Śladu który jest zbyt świeży żeby go zadeptać
Czas biegnie naprzód błądząc po krętych drogach
Nigdy nie sądziłem że spokój może ratować
Położyło mnie od nowa fundament jest solidny
Znam tą melodię nigdy nie mów nigdy
Nigdy nie mów nigdy zapomnij o tych słowach
Przyjdzie czas będziesz ich żałował
Pamiętam jak się uśmiechałaś jak zasypiałaś
delikatną grę mięśni Twojego ciała.
Styczniowy deszcz tworzył na gałęziach drzew sople.
W powietrzu parował Twój ciepły oddech.
Czułem Twój smak byłaś dla mnie tak bliska.
Twoje wilgotne włosy obok mojego policzka.
Bezpowrotna przeszłość dlatego mnie smuci.
Co mam powiedzieć? Naprawdę nie wiem...
Znam prawdę ale nie chcę przestać wierzyć.
Te słowa parzą, lecz prawdę Ci ukarzą...
Komentowanie zdjęcia zostało wyłączone
przez użytkownika errrorxd.