Mam nadzieję.
Pomimo tylu zawodów, chcę wierzyć w ludzi, chcę wierzyć w siebie.
W pamięci wracam do tych chwil, które potwierdzą moją wiarę. Chcę zaufać znów, czerpać z życia ile się da. Przeżyć je całą swoją wrażliwością, a nie kalkulować czy to się opłaca czy nie.
Spotkałam dzisiaj dziewczynę w tramwaju, studentkę prawa. Szczerze mi współczuła braku wizji na pracę po studiach. Wiem o tym, że będzie ciężko, cały czas jest. Ale sęk w tym żeby się nie poddać, wierzyć w siebie i ufac swojej drodze, a wiem, że nie zostałam stworzona do posłusznego podporządkowania się konsumpcjonizmowi. Jestem konsumentem, od tego chyba nie da się uciec. Jednak nie musi być to moim celem do osiągnięcia szczęścia. Jeśli czegoś będę mocno chciała, to wiem, że potrafię zrobić, że wszystko się uda. Spełniam się dzięki moim studiom, czuję, że podążam właściwą drogą. Co będzie dalej, okaże się.
I marzę.
Marzę o przeżyciach zgodnych z moimi przekonaniami. Rozmyślam nad działaniami, na ktore na prawdę mam ochotę. Cieszę się wolnością, tą w mojej prywatnej głowie. Czuję wiatr i kąciki warg. Czuję miłość, obecną teraz i tą, którą już przeżyłam. I cieszę się, że mogę to przeżywać sama w sobie, magazynować i powracać do tego kiedy tylko mi się podoba.
Samotność pozytywna.