Kartek do uzupelnienia / przeczytania / przygotowania mam wiecej, niz myslalam.
Troche mnie to przeraza, ale jeszcze w sumie tylko 2 semestry. Wiec wezme sie w garsc i zdam, a potem dostane ten piekielny swistek i.. i to na tyle. Nie wiem, czego chce, a wszystkie moje plany leza w gruzach. Wszystko to, co mialam juz tak idealnie zaplanowane rozlecialo sie. No i zostalam z niczym. Nic nowego.
Z czasem zauwazam jak moj brak, zupelny brak pewnosci i wiary w siebie przeszkadza mi w normalnym funkcjonowaniu. Chcialabym pojsc gdzies dalej, bo niby wyniki i zaangazowanie. Juz prawie cos z tym zrobilam, 3 noce nad tym myslalam i zrezygnowalam - moje biurko, moim domem. Od kilku dni zaczelam na nim regularnie sprzatac- to chyba znak, ze nie rozstane sie z tym miejscem nigdy. To nie tak, ze mi zle, ale czasem ta monotonia mnie dobija. I nie tylko monotonia. Chcialabym tez w koncu miec jakis zawod, bo bycie maturzystka albo germanistka nie jest wcale przyszlosciowe.
Zle mi z tym, ze moja cala zlosc, bezradnosc zostaje wyladowana w domu. Wiem, ze to jest bardzo zle i strasznie sie z tym czuje, ale musze sie przyznac - w koncu przed sama soba- ze w ogole nie radze sobie z moimi emocjami. Melisa nie pomaga, problemow tez nie jestem w stanie przespac, a na zmierzenie sie z nimi mam za malo odwagi.
Wiec siedze cicho, ale do czasu. A potem wybucham. I mam ciche wieczory. Takie, jak ten.
Wiem, ze on sobie na to nie zasluzyl, bo biedak stara sie jak moze, zawsze jest obok, pomoze , kiedy tylko tego potrzebuje. A ja nadal sie obrazam, czepiam. I to tylko poteguje moja zlosc na sama siebie.
Tak jakby bledne kolo.
Prawie codziennie wstaje i mowie sobie, ze dzisiaj nie bede sie przejmowac, codziennie przejmuje sie jeszcze bardziej i co gorsza nie umiemtego opanowac.
Denerwuja mnie te wszystkie szopki. To wszystko jest takie falszywe.
Kann ich noch was für Sie tun?
Ja, eine Flasche Buffelvodka bitte.