Dzisiejszy dzień jest dobry, żeby się zabić...
Depresja powróciła w wielkim stylu.
Dobrze, że już się nie tnę. W sumie czasem mam ochotę, ale nie chcę więcej blizn. I tak wyglądam jak dziecko wojny...
Jest weekend. Od dłużeszgo czasu weekend bez kreski uważałam za stracony.
Ale dzisiaj nigdzie nie wychodzę, zostaję w domu. I w sumie nie dlatego, że nie chcę. Pokłóciłam się z W, a to on mnie 'wprowadził' w towarzystwo. Gbybyśmy ze sobą nie gadali atmosfera mogłaby być dziwna. Chociaż bardzo możliwe, że jak już będzie miał dobrą faze to zapomni i się odezwie.
W weekendy jakoś trudniej się powstrzymać... Ewentualnie mogę wziąć w domu i pooglądać filmy przez noc.
Jutro ma być P. W sumie nie wiem, czy nadal chcę żeby przyjechał... Zdenerwował mnie. Nie odzywał się tyle czasu, nienawidzę kiedy ktoś tak robi... W sumie ostatnio wszystko mnie denerwuje, a dziś dodatkowo mam okropnego doła.
To dość dziwne, że w ciągu jednego dnia ktoś z kim byłam blisko może stać się dla mnie całkowicie obojętny.... To nie jest normalne. Ale pomaga.
W sumie jakby się dzisiaj nie odezwał, to bym go olała i umówiła się z M. Do M nie czuję, ani nie czułam nigdy nic specjalnego. Ale jest świetny w łóżku i przystojny, to wystarcza.
Istnieją dla mnie dwa najlepsze sposoby na oderwanie się od problemów...
Choć zdecydowanie nie idą one w parze. Bynajmniej nie w moim przypadku.
Ale nie czuję się źle z tym co robię, jaka jestem. Nikt na tym nie cierpi, nikomu nie robię krzywdy, życie toczy się dalej.
Denerwują mnie tylko faceci, którzy nie wiedzą czego chcą, opowiadający o tym, że marzą o dziewczynie nimfomance, a kiedy na taką trafiają, to są zdziwieni... No przecież oczywiste, że miała ona więcej mężczyn, jak można liczyć, że miała 2 czy 3? No i co komu za różnica z iloma byłam? Przecież to moja sprawa...
Ale już się nauczyłam. Mówię, że było 4. To odpowiedna liczba. A prawdy nikt znać nie musi...