wokół wszystko się tak strasznie zmienia. widzę świat sprzed tysięcy niewypowiedzianych słów i wciąż go rozumiem., albo nie rozumiem, a On sprawia wrażenie, jakbym go rozumiała. wciąż tak samo. pusto i beztrosko zrazem. czemu nic nie może być tak beztrosko proste? czemu patrząc w słońce nie mogę ujrzeć jedynie słońca? widzę też jego promienie i otaczającą go poświatę. i ludzi. tych skurwieli, którzy naiwnie wierzą w to, że miłość daje w życiu szczęście. na krótką chwilę - owszem. czasem ta chwila starcza ludziom na kilkadziesiąt lat wspólnego życia. jednak mnie wydaje się, że jednak tak do cholery nie jest. miłość daje siłę do rzeczy, których wcześniej byśmy nie popełnili. mając tą drugą osobę mamy świadomość, że możemy zdziałaś wspólnymi siłami wszystko. a świat? co do chuja z nim? świat w tym akcie nie gra zbyt stanowczej roli. liczą się uczucia i myśli podobno, ale czy na pewno jest tak? dzieje się coś ze mną dziwnego, coś powraca o czym staram się zapomnieć. czuje się zbyt samotna. pusta. opuszczona. brak obecności chłopaka. z przyjaciółmi? kurde, czy ja wogóle mogę ich tak nazwać? bo jak nazwać ludzi, których nigdy nie ma w pobliżu Ciebie wtedy, gdy ich tak najbardziej potrzebujesz? jak nazwać ludzi, którzy rzadko mają dla Ciebie czas? jak nazwać ludzi, którzy mają w dupie Twoją osobę i widzą tylko czubek swojego nosa? jak nazwać ludzi, przed którymi z dnia na dzień się coraz bardziej zamykasz i oddalasz? czy to ma sens? a On? tak, jest blisko. ale czy kocham Go na tyle bardzo, aby móc się w tym wszystkim zatracić? nie wiem. ciężko jest mi się określić, bardzo się ostatnio zgubiłam, stanowczo za bardzo. po prostu jedna wielka beznadzieja. pustka. stoję nad przepaścią życia. dookoła ciemność. bezkresna pusta. gęsta mgła zasłania mi dno przepaści. a jednak, pojawił się wielki znak zapytania? skoczyć czy nie? uciec czy zostać? kolejny brak odpowiedzi. czy tak będzie już codziennie? czy tam byłoby mi lepiej? budzę się codzień i zastanawiam się "po co, dlaczego?". jednak nikt, żadna otaczająca mnie osoba nie jest w stanie odpowiedzieć mi na to pytanie. każdy jest tak egoistyczny, że cieszy się tylko i wyłącznie własnym szczęściem. nikogo nie obchodzi los ludzi go otaczających, z każdej strony zero pomocy. nic. może to dobrze? przynajmniej nie ma wątpliwości do tego, że nie jestem tu potrzebna.