Ciemność i ten blask nad horyzontem,
czuję jakby to słońce wypalić chciało mój strach.
Ja jednak nie potrafię. *
Mijają lata a ja wciąż czuję, że coś idzie nie w tą stronę. Czuję się niemądra, niedoskonała. Takie myśli przychodzą niekiedy nagle i zupełnie niespodziewanie. Może jest to forma buntu przed życiem, które tak dobrze mi się układa? Czuję, że narzucam na siebie za duże brzemię, że wymagam od siebie bycia idealną i każda niedoskonałość uderza mnie tym bardziej. Mimo, że z tym walczę, wciąż nie mogę wyzbyć się porównań. Długodystansowo nie pomagają mi chwilowe momenty motywacji. Coś fundamentalnie jest nie tak i nie wiem jak mogłabym to naprawić. Może byłoby lepiej gdybym po prostu zaczęła nad tym myśleć. Tak, to dobry pomysł, prawda? Heh... czuję się jak kluseczka, którą ktoś co chwila polewa gorącym masełkiem, którym są słowa "jesteś zmęczona", albo "musisz odpocząć, miałaś ciężki czas...". Staję się miękka i rozlazła, nie umiem na tą chwilę planować, a nawet zadbać dobrze o najbliższych. Rodzinnie też mi się nie układa, nie układa mi się w głowie, nic mi się nie układa! Co też nie jest prawdą, a jedynie wołaniem o pomoc do mojego zapału i pracy, którą muszę wykonać.
Gdy myśli przelewają się na słowa, całe to zamieszanie w mojej głowie pokazuje mi jedną odpowiedź - "Rusz się! Działaj!" jednak później przychodzi moment, gdy nagle ląduje oglądając Netflixa godzinami z obłudą, że sitcomy zatuszują osiągnięcia i życie, które mogłabym kiedyś sama mieć. :( Pierwszy raz piszę o tym, odkąd się to zaczęło, bo jest to smutne i ciężko się do tego przyznać nawet przed samym sobą. Chciałabym wierzyć, że czas pomoże mi, jednak za każdym razem gdy ląduje w domu, czuję jakby ktoś podciął mi skrzydła. Będąc w Belgii, studiując tam, czułam się w końcu jakbym wróciła na dobre tory, niecały miesiąc po zakończeniu ostatniej sesji znów czuję się jak zero. Ostatecznie, nie istotny był ten rok z punktu widzenia pracodawcy, nie ważne było, że na prawdę poświęciłam się w 100% nauce tam... ważniejsze byłoby to, żeby zrobić staż i zdobyć doświadczenie, z czego musiałam niestety zrezygnować z powodu mojego pobytu w Belgii... *
Bardzo mi jest też przykro, gdy czuję, może nie słusznie, że niektórzy mogą mnie postrzegać jak szarą gęś. Bardzo się tego boję i bardzo tego bym nie chciała. Moje poczucie własnej wartości jest wciąż zachwiane i może właśnie dlatego każda odmowa, czy brak akceptacji uderza mnie tym bardziej.
Mój narzeczony jest najbardziej kochaną osobą na świecie, nie chciałabym by mnie widział tak jak teraz. Chciałabym być dla niego zawsze silna. Czuję się najlepiej gdy mogę sama się utrzymać, sama na siebie i na nas zarabiać. Czuję, że zdobycie pracy byłoby czymś co by mi pomogło, jednak z drugiej strony chciałabym wciąż się kształcić... Jak na razie nie wiem czy to jest strach przed ostatecznym wkroczeniem w dorosłość czy może coś innego?
Dziś zabiorę się do pracy, wykonam telefony i ustawię plan na najbliższy tydzień, muszę się ruszyć i mam nadzieję kiedyś w końcu pofrunąć ponad górą własnych ograniczeń. *
Zdjęcie własne: Szkocja "u Williama i Bryana"
Inni użytkownicy: lollypoplollypopolejtoxddderwa22protectyourauraelmariachi28921lordmagriffy93gandaharbulkazpasztetemkobekontakarolekrs
Inni zdjęcia: :) szarooka9325Miły zakątek. ezekh114Uparty jak Osioł :) bluebird11Rekonesans terenu. ezekh114... thevengefulone... thevengefuloneMorze kostki. ezekh114... thevengefulone... thevengefulone... thevengefulone