Pragnąłem Jej. W głębi duszy wiedziałem, że to ta jedyna. Pierwsza, a zarazem ostatnia. Nie miałem w sobie nic nadzwyczajnego. To oddzielało nas od siebie. Ona była doskonała. Zawsze. Jej włosy, Jej ubiór, Jej najmniejszy kawałek ciała. Zwracała uwagę wszystkich, dlatego nienawidziła Ją połowa szkoły, a kochała garstka. Ja widziałem w Niej coś więcej, coś co nikt inny nie mógł zobaczyć. Widziałem anioła. Anioła, który właśnie teraz, w tym momencie, uśmiechnął się do mnie. Osłupiałem. W pierwszej chwili myślałem, że mdleję. Te usta, tak pełne, tak delikatne, przepełnione słodkością, miłością, namiętnością. Dałbym wszystko by móc je pocałować, choć raz. Tak, jestem idiotą. Idiotą, który zakochał się w kimś zupełnie obcym, nieznanym. Żeby tego było mało, pokochał bezwarunkowo i nieodwracalnie