Wciąż nieodmiennie od dawna nie rozumiem i nie toleruję samej siebie. Ciągle wydaje mi się, że robię coś nie tak.
Szuflada obaw w moim mózgu z każdym dniem zaczyna pęcznień pod wpływem ich nadmiaru. Najgorzej jest nocą..
zresztą dzień prawie niczym się od niej nie różni. Pewna siła, z którą obcuje już bardzo długo chce wszczepić się we mnie niczym śmiertelny wirus. Nie mogę się przed nim obronić. Nie jest wcale dobrze. Jest okropnie. I męczę się z tym sama, bo nie potrafię wyrzucić tego z siebie komukolwiek. To takie trudne do przełamania samozaparcie.. z jednej strony. A z drugiej nieodparta chęć rzucenia się w czyjeś ramiona i głośnego płaczu. Bez pytań i odpowiedzi. Potrzeba wylania tysiąca łez bez potrzeby tłumaczenia dlaczego. Tymczasem lubię sama siebie oszukiwać. Przecież zawsze prościej jest wmawiać sobie, że bólu nie ma i ukrywać go pod powierzchnią oszustwa.
Jestem coraz bardziej skomplikowaną strukturą. Staję się trudną w odczycie książką z popierdolonymi wątkami..
dobranoc.
E dit:
mam ochotę na nieobliczalnie mega imprezę.
Inni zdjęcia: Ja patkigd;) virgo123Z Klusią patkigdJa patkigdPati patkigd:) patkigdJa patkigd;) patkigdJa patkigdMiędzy drzewami patkigd