e l e o n o r a 

poranna pobudka dla porannych ptaszków! razem z wspaniałą M. wybrałyśmy się na Bacówke. Ale po co nam,dwóm zdolnym i chętnym przygód(i najwyraźniej wysiłku), komunikacja miejska? toż to rowery są idealne. kto by pomyślał,że lepiej się je ciągnie (pod górkę,choć czasem z zamyślenia pchałyśmy je 'bo tak') niż na nich jedzie? gdyby ktoś pytał> my to opatentowałyśmy! A więc: obniżenie siodełka i w drogę po M. po drodze do gonił nas jakiś-takiś czworonóg. czworonóg okazał się nią. A ona miała adresówke,więc bez namysłu skontaktowałyśmy się z właścicielem i pożegnałyśmy nową koleżaneczke. no tak...komu w drogę temu czas! dzielnie zaczęłyśmy pchać rowerki pod górkę :D doczekałyśmy się lasku i na chwilę dosiadłyśmy naszych mechanicznych rumaków,by (prawie) pokonać ostatnią górkę. za nią czekały nas same widoczki i powiewy wiatru oraz 'nooo teraz to już z górki!'
po drodze zahaczyłyśmy o sklepik w poszukiwaniu przegryzki i wody,a później już prosto do celu.
~W poszukiwaniu konisiów~
u konisiów było przecudnie! męcząco,zadowalająco,rażąco,odprężająco..niestety czterokopytne zrobiły nas w konia i postanowiły być zaraz pod nosem,gdy my w przekonaniu o ich odległości przeszłyśmy całą,malutką,calusienką Bacówke... Ale cóż zdarza się. zabrałyśmy Erciuszka i uciekiniera Cowka pod stajenkę,gdyż Maluszek zdecydował się zostać ze swoją wielkouszną koleżaneczką. Ale Ale! później ładnie się zrehabilitowała i przybiegła do nas,oh najpiękniejszy moment w całej podróży! zabrałyśmy trójkę muszkieterów na padoczek i zaczęłyśmy cośtam robić, cośtam próbować, cośtam ogarniać lub nie :p. ah nie wspomniałam o zbiegu,więc Maluszek umknął nam,zapewne źle odczutujac nasze zamiary. jednak razem z M. jesteśmy tak wielkoduszne,że postanowiłyśmy nie gniewać się na młodziaka. no więc:robiliśmy cośtam i na tym się w zasadzie skończyło. powrót równie szalony jak przyjazd. kolejne wspomnienia do zapamiętania <3
nie ma to jak satysfakcja z wysiłku i te kilka chwil wśród tego piękna!