photoblog.pl
Załóż konto
Dodano: 4 WRZEŚNIA 2011

spać

raport z zeszłego tygodnia.

 

niedziela/poniedziałek - byłam wieczorem, bo pojechaliśmy szpanować na wieś nową bryczką. poogłam nakarmić konie, sprowadzić z padoków, etc. wieczorem impreza w stajni (w wiacie). było świetnie, nawet z momentem, w którym wszystkich złapał dół jeździecki pod tytułem 'nic nie umiem i jestem beznadziejny'. wytańczyłam się i tylko raz nadziałam na papierosa.. xd położyliśmy się spać na sianie około trzeciej, poszliśmy spać około czwartej i obudziliśmy się po siódmej na betonie. przy czym ja się nie obudziłam, bo nie udało mi się oka zmróżyć od czego mnie potem łeb bolał. :> nakarmiliśmy konie, potem tam wypuściliśmy na padoki. i przez jakieś pięć godzin siedzieliśmy na kacu w stajni i opowiadaliśmy dowcipy typu 'wchodzi kogut do łazienki, a tam zakręcone kurki', które śmieszyły do rozpuku wszystkich bez wyjątku i to jeszcze nawet po pięciu godzinach. wróciłam po stępowaniu i rozsiodłaniu Siwka do domu.

 

wtorek/środa - we wtorek zadzwoniła Lena, więc wyszłam do niej, Mady i Cieplaka. Cieplak stwierdził, że pewnie ważę ponad 60 kilo, ale potem się zreflektował i powiedział, że nawet chuda jestem :< o 16.30 wróciłam do domu, na 17.00 pojechałam do Maryś na ognisko [trochę się spóźniłam, ale ok]. rozkminialiśmy Activity, graliśmy w kalambury, potem opowiadaliśmy dowcipy, leżeliśmy, graliśmy w ruletkę [ok. 3 zaczęliśmy], poszliśmy spać [przy ognisku, bo nikomu się nie chciało przenosić] gdzieś przed szóstą, wstaliśmy po dziewiątej chyba, choć nie jestem pewna. po dziesiątej powrót do domu. zdjęcie właśnie z tego ogniska.. xd

 

potem tam szkoła, walki o ławkę, etc.

 

piątek - po szkole od razu pojechałam na dwa konie. Bossman mnie trochę wynosił do stajni i mi brykał dosyć dłuuugo i często w galopie, ale ogółem nie było źle i czułam się jak na kucyku :> potem przyszło mi wsiąść na gigantycznego Hiszpana z fulą na 6 metrów, któremu najpierw trochę było śpieszno, potem zaczął mnie wcierać w drzewa, potem przeskakiwał mi po dwie kawaletki i na nich galopował [choć były na kłus :<].. a potem było: '- Wera, galopuj. - ok. a jak będzie mi pędził, to co mam robić? - nic. będę Ci mówiła.' to Wera zagalopowała za drzewem, a ten jak się rozpędził to kuźwa widziałam swoją śmierć conajmniej trzy razy. na początku jeszcze słyszałam, jak krzyczeli do mnie, cobym go wzięła na koło, ale szybko stało się to niemożliwe. w takich tempie, to kurde nikt by go nie zatrzymał. ja tylko widziałam białe, rozchodzące się kreski przed oczami i słyszałam świst w uszach [gdzieś tam się przedzierało moje 'aaaaaaaaaaaa!'] i kuźwa lecę, gubię jedno strzemię, drugie, rozjeżdżam po drodze kilka koni.. udało mi się go zatrzymać przy tym samym drzewku, za którym galopowałam [przeleciał mi cały plac dookoła :<], bo go trochę zamotałam to w prawo, to w lewo, a jak mu tak wyszło, że na drzewie wyląduje, to się trochę wybił z rytmu. i prawie bym zleciała, ale się złapałam łydami i przeszłam do kłusa. oczywiście łzy prawie w oczach, bo już byłam pewna, że zginę, albo chociaż zlecę w tym tempie, a to by bolało, a mama każe mi na kółko i kłusować. a on się wygina i dalejże mnie wcierać w drzewo. w pewnym momencie chciał się mnie pozbyć na drzewie, a ja chciałam go wygiąć tak, by tego nie zrobił, to poczuł moją niepewność i dzida galopem do przodu. i kuźwa ja go zatrzymać nie mogę, a ten mi prosto na Frejkę z Kasią jedzie. dobrze, że Kasia skręciła Freji szyję, bo by miała kucyczka przetrącony kręgosłup.. no jak już mi minął tego kucyka ledwo ledwo, to też się wybił z rytmu, to przeszłam do kłusa. potem znowu musiałam na tym kole trochę pojeździć, a potem mama na niego wsiadła i męczyła się z nim 45 minut. na małych kółku to durny cham nie chciał nawet zagalopować.. nvm.

 

sobota - wstałam chyba nawet po dziewiątej i się trzęsłam. no zwyczajnie po piątkowych wydarzeniach się trzęsłam, aż do siedemnastej. bałam się nawet wsiąść na rower, bo to by się mogło źle skończyć. ale dobrze, że mi przeszło.

 

niedziela - wstałam przed czwartą, o 4.30 byłam w stajni. nakarmiłyśmy z Olą konie, które na zawody jechały, potem się wszyscy zebrali i był wyjazd. i kurde było świetnie, bo pod koniec dwugodzinnej trasy Kasia się skapła, że zapomniała wziąć siodła na Frejkę... i ogłowia przy okazji, ale nvm. jej tata się wrócił, ale nie udało jej się wystartować w pięćdziesiątkach.. a zresztą ten dzień i te zawody były takie, że aż mi się nie chce komentować. całe zawody spędziłam z Siwkiem, chyba że Ola akurat na nim startowała. ale byl strasznie do ludzi. i wszyscy ludzie po podziwiali, za koreczki, za 'czapeczkę', za maść i w ogóle.. xd i nie wiem jakim cudem wszystko mnie boli, no naprawdę. przecież od piątku ani razu na koniu nie siedziałam, a po tamtym już swoje zakwasy przebolałam.

 

chyba dzisiaj wcześniej się położę, by odespać tę pobudkę o czwartej i caly dzień na nogach.. bo przecież jutro do SZKOŁY :}}}

Informacje o elegallancja


Inni zdjęcia: Pierwszy wypatrzony elmarWiosna pamietnikpotworaKlasztor ściana frontowa bluebird11Udany poniedziałek dawste:( szarooka9325... maxima24... maxima24... maxima24Osioł Boży bluebird111409 akcentova