zycie mi sie wali na głowę
całe
wszystko
a ja
mam kurwa słaby łeb
dlaczego tak jest?
ze my naprawdę, naprawdę jsteśmy SAMOTNI
20.45, chodzę po osiedlu, mam ochotę z kimś porozmawiać i co?
przeleciałam przez całą listę moich znajomych i wyszło na to, że nie mam z kim wyjść.
bo powoli wszelkie kontakty zostają w komputerze, na fejsie, nic nie jest realne, wszystko sie oddala...
dlaczego gdy potrzebuję kontaktu, do cholery! muszę mieć kogoś przy sobie, wychodzi na jaw ciężka prawda, że nie ma nikogo?
"za późno", "za zimno", "na fejsa wbij"....
dlaczego nikt nie potrafi rzucić wszystkiego dla mnie?
kurwa tonę w myślach, robię wszystko żeby oddalic od siebie problemy, pije zeby zapomnieć, ale co z tego skoro nie mam sie czego chywcić, nawet brzytwy, problemy kurwa sprintują i są coraz bliżej, coraz bliżej, a nie ma się z kim napić?
jesteśmy kurwa wszyscy samotni, strasznie samotni. i to mnie przeraża.
bo uj ze mną, ale jak pomyślę sobie, ze ci wszyscy ludzie, których widze na codzień z babanem na mordzie wieczorami umierają w samotności to chce mi się rzygać tym światem.
naprawdę, o chuj w życiu chodzi?
jaki jest pierdolony sens?!
dlaczego nie mam sie do kogo zwrócić?
w ogole kurwa wszyscy w około kręcą sie wokoł własnej dupy, ale słuchać to nie ma kurwa komu.
dobra, też jestem jebaną egoistką ale bez -ja pierdole!- przesady!!!!
trzeba sie nauczyć słuchać, cholera!, najdoskonalszym dźwiękiem jest cisza- wyraża wiecej niż tysiac słów.
gdy ktos milczy nie oznacza, że nie ma nic do powiedzenia- ma tego tak dużo, że nie wie, od czego zacząć.
a moje życie jest nudne i mdłe i nieciekawe
i zróbcie cos do cholery, proszę!, żeby to się zmieniło.