jezu ile mnie tu nie było, nie wiem od czego zacząć...
trochę posmucę, bo nic mi tak dobrze nie idzie :)
Od dłuższego czasu nie potrafię poradzić sobie z życiem które mnie otacza - z jednej strony jest dobrze ale z drugiej? Czuję ciągłą toksyczność, brak jakiegokolwiek zrozumienia mojej osoby, szczególnie od osób, które POWINNY mnie zrozumieć. To boli, ale ciągle łudzę się myślą, że jutro będzie lepiej. Najgłupszą sentencją jaką można usłyszeć jest to, że "czas leczy rany". Raczej jest na odwrót, przynajmniej w moim przypadku. Nie ma dnia ani godziny, kiedy nie bolałyby mnie wspomnienia o NICH, o tamtych miejscach w które chodziliśmy RAZEM, razem się śmialiśmy, razem przeżywaliśmy wszystkie złe i dobre chwile, byliśmy DLA SIEBIE na dobre i na złe. Co się stało? Co mi zostało? Zostały mi odłamki WAS, pojedynczych WAS. Już nie ma nas w kupie, każdy jest gdzieś indziej, każdy ma własne życie, każdy na swój sposób przeżywa własne dni i co? Szczęśliwi jesteście? Chyba nie.
Teraz nie wiem już sam czy lepiej jest o tym myśleć, czy lepiej zapomnieć. Problem w tym, że zapomnieć nie potrafię, ale z drugiej strony jak wyglądałoby moje życie, kiedy te wspomnienia by po prostu najzwyczajniej w świecie umarły? Nie chcę tego. Nie chcę tego bardziej niż tego, aby dalej żyły. I co mam zrobić? I tak źle i tak niedobrze. Jedyne co mogę zrobić to popaść w jakiś jebany alkoholizm, bo to chyba wychodzi mi najlepiej. Pisanie wyczerpującej notki na fotoblogu przy nalewaniu wódy to jest to, o czym w chuj marzyłem,
normalnie W CHUJ.
Ostatnie dni ciężkie - olewam szkołę, z której i tak za chwilę mnie wyjebią. Leczę smutki alkoholem, bądź też jarając różne gówna, od których jest mi lepiej. Pozwala mi to choć przez chwilę uciec w świat fantazji, świat bez problemów. Tylko czy takie właśnie jest wyjście z sytuacji? Odurzanie się, uciekając przed rzeczywistością? Nic już nie wychodzi mi lepiej niż właśnie to. Chciałbym chociaż przez chwilę być z osobami na których mi zależy nie mając przy tym myśli, że nie jest tak, jak było kiedyś. Że to co jest teraz jest tylko marnym odłamkiem stłuczonego kiedyś szkła. Wszystkie te odłamki mam przed sobą, kiedy patrzę w WASZE oczy. Z jednej strony nawet się z tego cieszę. Nie pozwala mi to zapomnieć o tym, że kiedyś mieliśmy normalne życie. To, że to zjebaliśmy to już inna bajka. Ale mogło być gorzej.
Może to i dobrze że tak się stało, poznaliśmy jakieś alternatywy dla siebie.
Czas leci dalej...
Żołądek nawala, nie wiem o co kaman :(
Już od 3 dni, eh. Mam dosyć ciągłych zmian nastroju mojego organizmu.
Trzeba coś zjeść bo padnę. Ta notka mnie wycieńczyła do granic możliwości, nie mam już siły nawet żeby walnąć się w łeb, czas zmykać, bo im dłużej patrzę na to co piszę tym bardziej mam ochotę strzelić następnego drinka, a lepiej przystopować :)
więc elo elo trzy dwa zero mordy, do następnego razu, pis joł :P