Tak nastrojowo-popołudniowo, choć był to sobotni poranek w domu. Stan bezdomności (a właściwie "bezmiejscowości") trwa, ale nadal mam te bezcenne powroty. Bywają takie dni, a nawet całe tygodnie wymęczające psychicznie. Mimo słońca i miejsc w miejskich autobusach nawet o 8 rano, atakują nas bardziej niż zwykle cudze problemy, wszystko leci z rąk pod nogi, a umysł wyłącza się po 10min wykładu.
Mądrości głoszą, że dobrze jest wtedy zafundować sobie trochę czekolady przy kubku spokoju o smaku kawy (bądź herbaty czy nawet wody), bezkarnie usnąć na chwilę w ciągu dnia, wyjść do drzew i porozmawiać z wiatrem...może przedsięwziąć coś, jakąś minimalną zmianę w życiu, żeby zapomnieć, wyrzucić i dotrwać jakoś do kolejnego dnia (weekendu bardziej). Ale TE tygodnie, o których piszę najwyraźniej nigdy nie słyszały o mądrościach ludowych, albo są na nie zupełnie odporne, bo ani tabliczka czekolady, ani sen z przerwami na wc i ciepły kupek nie pomogły. Zeszły tydzień podpisuję krótko: UMĘCZENIE.
Nic jednak nie jest w stanie pokonać powrotu do domu, poranka w swoim łóżku, smaku kawy w swojej kanapie i słońca domowego, wpadającego przez dobrze znane, zaprzyjaźnione okna. I tak oto, UMĘCZENIE minęło w piątkowy wieczór, a 3dniowa kuracja rodzinno-miłosna (choć ta miłosna już niedługo i formalnie będzie rodzinna :D) przyniosła efekty i jestem tu znowu, tu-w Zielonej Górze, w domu studenta pełnego-chcąc, nie chcąc-hałaśliwych studentów, w większości nie rozumiejących potrzeby ciszy i tego, że korytarz to nie przedłużenie ich pokoju, i tego, że nie każdy ma ochotę słuchać i oglądać ich już 2-miesięcznej libacji (podejrzewam, że jedynymi przerwami w piciu są sen, bo nawet kaca "trzeba zapić"...).
Na oku mam drogę ucieczki, szukam tylko kompanów. W myślach mam już zapach piernika, mandarynki i żywicy, smak marcepanu i migadłów...mmm kocham święta ;* w sercu mam tylko Krzysztofa i każdy następny weekend, wakacje, sierpień, a później to już...ach :) całe życie i plany przeplatane marzeniami :D
PS.Po tym przykrym, 5dniowym doświadczeniu dodaję kolejną mądrość ludową, że na umęczenie najlepsza jest własna ubikacja i sen do 11, przeniesienie się przed tv (najlepiej w objęciach) z kubkiem kawy i kawałkiem czegoś dobrego. Koniecznie w pidżamie! (bo to w niej tkwi sekret i podtkest WOLNOŚCI :D)
;*
__________________________________________________________________________________________
zdj. z mini serii kuchenno-kociej, weekendowej:)