Myślę, że jeszcze przez jakiś czas pomęczę Was zdjęciami z Saksonii. Nie na próżno biegałam z Ziutkiem w ręku - mam nadzieję .
Taa, Króliczki.
Po raz kolejny wpadłam w wir obowiązków. Jak zwykle muszę robić wszystko na ostatnią chwilę. Oj babo nieszczęsna, kiedyś się doigrasz. Szkoda tylko, że nigdy nie potrafię znaleźć czasu na to, co powinno być dla mnie najważniejsze. Właśnie te drobnostki, szczegóły wyciągają ze mnie nieduże zapasy czasu. Niby funkcjonuje powiedzenie: "Co masz zrobić dzisiaj, zrób pojutrze, a będziesz miał dwa dni wolnego", ale w moim przypadku się ono niestety nie sprawdza. Zawsze znajduje się coś, co przeszkadza mi w planach. Osz w rondo bolera!
Stwierdzam, że do szkoły iść dzisiaj mi się kompletnie nie opłacało. Pięć osób obecnych. Zacna liczba. Za to - można było się pośmiać. Pobyt, w placówce dla chorych umysłowo, uświetniła mi opowieść Kurczaka o mewie-killerze. Gdy przychodzi mi na myśl ta historia, momentalnie wybucham niekontrolowanym śmiechem.
A więc... Gotowi?! Do startu!
Start!
Oł fuck!
edit.
PS: Karolinko - ih ih ih ih ;>.
PS2: "- Jak ja ci to wszystko wynagrodzę?
- Bóg mi w dzieciach wynagrodzi.
- Chcesz dwunastu apostołów?! O.o"