Hm. Cześć i czołem!
Ogólnie to jest was tu megadużo i nie wiem czy znajdzie się miejsce dla mnie, ale pożyjemy zobaczymy, nie? Kiedyś już miałam takiego bloga o moim odchudzaniu, ale nie podam go, bo od tej chwili chcę zacząć całkowicie od nowa. Traktujcie mnie jak totalną nowicjuszkę. Kilka z was nawet kojarzę po nazwie.
Nie potrafię schudnąć. Męczę się z tym od trzynastego roku życia. Od trzynastego roku życia moje wszystkie myśli mają związek jedynie z odchudzaniem, dietą, moim tłustym cielskiem, żarciem... od trzynastego roku życia odchudzałam się, a potem znów tyłam, odchudzałam się, tyłam... przez co porobiły mi się ohydne rozstępy, które najchętniej zerwałabym z mojej skóry razem z całym tłuszczem. Myślę o odchudzaniu non stop praktycznie. Myślę o tym jak nie jem, i jak jem, jak ćwiczę i jak siedzę, jak się śmieję i jak płaczę...
Gdy oglądam telewizję i widzę reklamę jakiegoś środku na odchudzanie, albo słyszę, że ktoś o tym mówi od razu się wzdrygam, patrzę na moje grube cielsko i mam ochotę zamknąć się w szafie bez jedzenia do czasu aż w końcu schudnę.
Zawsze potrafiłam wszystko zjebać. Nigdy nie udało mi się dojść do chociaż drugiego postawionego celu, węc myślę, że bycie tutaj jest zbędne. Ale mimo wszystko... mam nadzieję. A nadzieja to jednak ważna rzecz. Mam marzenia. Marzenia jeszcze ważniejsze, bo czasem się spełniają. Czasem... cóż... moje marzenia nie spełniły się nigdy. Nie mówię tylko o odchudzaniu. Mam wiele marzeń, ale żadne z nich jeszcze się nie spełniło. I chuj. Mam pecha. Takie życie.
Anyway... już i tak się troszkę rozpisałam, ale wiecie jak juz zaczęłam to mnie poniosło. Te wasze fotoblogi mnie strasznie motywują. Bo wtedy czuję, że moja chęć schudnięcia nie jest taka odległa. Czuję, że jeśli się naprawdę postaram to może się udać... naprawdę może się udać...
Na zdjęciu boska Cassie oczywiście <3
Oh, wow. Lovely...