Rozdział 5
25 listopada 2011r.
-Dlaczego pytasz?
-Jestem ciekawa, gdyby nie ta sytuacja,czy byś mnie przytulił,powiedział cokolwiek,odezwałbyś się...Zastanawia mnie to.-starałam się nie patrzeć w jego oczy,wtedy zapomniałabym jak się nazywam.
-Prawdopodobnie nie.-Spojrzałam na niego i nasze spojrzenia się spotkały,byłam bliska do rozpłakania się.-Malia,ale to nie znaczy,że za Tobą nie tęskniłem.-Podszedł bliżej dotykając mojej dłoni.'zaraz zemdleje'-podpowiada mi moja podświadomość .-Kiedy ze mną zrywałaś,powiedziałaś,że nie chcesz mnie widzieć i najlepiej, jeżeli o sobie zapomnimy.Nie rozumiałem tego,chciałem Cię blisko,ale ty mi uciekałaś.Więc uznałem,że to uszanuję.Ale, kiedy się dowiedziałem,o twoich...rodzicach,uznałem,że warto złamać zasadę trzymania się od ciebie z daleka.-Powiedział obejmując mnie ramieniem.
-Jak to tego nie rozumiałeś?Dlaczego z Tobą zerwałam?-tylko to udało mi się zapamiętać,utkwiło w mojej pamięci.
-No tak...
-Jak dobrze wiesz podobasz się prawie wszystkim dziewczyną i również mnie.Nie mogłam przestać myśleć o otaczających Cię dziewczynach,które czekają na to, kiedy podwinie mi się noga,żeby mogły wziąć Cię dla siebie,całego.Mówiłam ci nie raz,nie dwa o tym,ale widocznie nie było to dla ciebie aż tak ważne.Nie raz nazywały mnie dziwką,szmatą,mówił,żeby zostawiła Cię w spokoju,że nie jestem dla ciebie.A ty nic z tym nie robiłeś,a ja zaczynałam wierzyć.Pewnego dnia widziałam jak o n a przystawi się do ciebie..ociera się o ciebie i pochłania spojrzeniem...A ty nic nie zrobiłeś,jedyne, co to pozwoliłeś jej na to.Teraz wiesz dlaczego?-Chciałam to powiedzieć bez zdenerwowania czy żalu,ale nie do końca wyszło po mojej myśli.
-Ona? O kogo ci chodzi?-zapytał.Jasne nie wie o kogo chodzi,uważaj, bo uwierzę.
-O kogo? O Marcie!-Wykrzyknęłam.Łza w oku mi się zakręciła.Po co ja w ogóle zaczynałam ten temat? Czasami na prawdę nie myślę.
-Malia...-Czy mu jest przykro,czy mi się wydaje? Tak,to pewnie halucynacje.
-Nie zaczynaj.Nie powinnam..przepraszam muszę iść.-Nie czekając na jego odpowiedź ruszyłam do domu i zatrzymałam łzę,która chciała spłynąć po lekko czerwonym z zimna policzku.A raczej miałam nadzieję,że jest czerwony z zimna.
-Mała?-Zapytał Scott.
-Scott!-Pobiegłam do salonu i, gdy tylko go zobaczyłam przytuliłam się do niego z całych sił.Od naszego ostatniego spotkania dużo się zmienił.Teraz mierzy około metra dziewięćdziesiąt i w białej obcisłej koszulce było widać jego bardzo dobrze zbudowaną klatkę piersiową,jego czarne włosy były potargane na wszystkie możliwe strony i miał dwu dniowy zarost.-Tak strasznie za Tobą tęskniłam,już myślałam,że nigdy Cię nie zobaczę!-prawie rozpłakałam się w jego silnych ramionach.
-obiecałem,że wrócę.Więc jestem..Jak to tego doszło?-Ostatnie zdanie wypowiedział nie pewnie i delikatnie jak, by się bał,że nie jestem jeszcze gotowa aby o ty mówić.
Wzięłam głęboki oddech i spokojnie opowiedziałam mu o tym co usłyszałam od policji.
Jedynie czego mu nie powiedziałam to to , że podejrzewam,że to nie jest przypadkowy wypadek tylko zaplanowane morderstwo.Nie wiem jak, by na to zareagował.Rozmawialiśmy aż do północy.Cieszy mnie fakt,że Scottowi powodzi się znacznie lepiej niż tu,ale nadal chciałabym go obok,jak mojego starszego opiekuńczego brata.Ale nie mogę go przecież zatrzymać na siłę.Po dwudziestej czwartej poszłam się wykąpać,w pokoju nadal był bałagan.A na sekretarce wiadomości od Ashtona,który twierdzi,że musimy pogadać.Ale o czym? Było minęło.Sama siebie próbowałam do tego przekonać,że to już minęło,ale na nic.Przynajmniej postanowiłam udawać.
26 listopada 2011 roku.
Kiedy się obudziłam nie miałam zamiaru iść do szkoły,jutro pogrzeb i stypa.A w domu przydały, by się porządki i przetrenowany sztuczny uśmiech do ludzi.Najpierw postanowiłam postrząsać pokój i zająć się salonem.A to , że myślałam o Ashtonie wcale nie pomagało.Przecież nie mogę całe życie go unikać.Ale co ja mam mu po tym wszystkim powiedzieć? Mogłam nie zaczynać tego tematu,mogłam.Szybko odgoniłam te myśli od siebie i zaczęłam to wszystko ogarniać.Poszło mi to szybciej niż myślałam.Scott wyszedł na zakupy i w odwiedziny do znajomych,których dawno nie widział.Więc zostałam sam w dużym,pustym domu.I rozległ się dźwięk dzwonka do drzwi.