Moja wena do tego opowiadania spada
Napisałam wczoraj wiersz.
O moim szczęściu.
21.
W tle: http://www.youtube.com/watch?v=gSFs1IphVm0
(miesiąc później)
Zbliżała się godzina siedemnasta kiedy wyszłam ze szkoły - skutek dodatkowych zajęć fotograficznych. Nie żałowałam tego czasu. Pasja, która tak bardzo zajmowała moje życie pozwoliła mi powoli zatrzeć wspomnienia, przynajmniej na chwilę kiedy muszę się skupić na naciśnięciu spustu migawki. To było moje lekarstwo.
Wracałam przez park, cały biały, pokryty puszystą kołdrą śniegu. Było pięknie. Owinęłam się ciaśniej szalem i przyspieszyłam. Zbliżały się święta. Kiedy wyszłam na jedną z uliczek urzekły mnie kolorowe stragany i mnóstwo lampek. Uwielbiam ten klimat. Postanowiłam kupić sobie gorącą herbatę i usiąść na pobliskiej ławce chociaż przez chwilę rozkoszując się tym widokiem... Założyłam słuchawki, w tle puszczając ulubione kawałki Myslovitz.
Nawet nie zauważyłam jak obok ktoś się przysiadł. Odwróciłam się. Chłopak, na oko w moim wieku, ciemna karnacja, wzrok skupiony na książce. Najprawdopodobniej Sapkowski. STOP. Odwracam na powrót głowę, uwalniam mózg od myśli o płci przeciwnej.
Zadanie wykonane.
Wyjmuję aparat. Przypinam drugi obiektyw, zmieniam kilka ustawień na trybie manualnym i próbuję zatrzymać ten klimat na kilku ujęciach. Nagle słyszę dźwięk telefonu. Na ekranie pojawia się mama. Nie odbieram. Wiem, co to oznacza - czas do domu albo obiad. Został mi spory kawałek więc jestem świadoma, że muszę się pospieszyć. Zakładam plecak i po chwili jestem już ulicę dalej.
Nagle słyszę jak ktoś krzyczy. Nie wiem czy w moim kierunku. Ktoś biegnie. Z torbą. Moją torbą od aparatu. To ten chłopak. Zatrzymuje się zdyszany. Podaje mi ją.
- Zapomniałaś... - mówi, ma głęboki głos, trudno mu złapać oddech
- Dziękuję - odpowiadam. Tylko na tyle mnie stać, bo ogarnia mnie wstyd. Chociaż wstyd to mało powiedziane. Tak bardzo się spieszyłam że zapomniałam swojej drugiej ręki!
Patrzymy na siebie przez dłuższą chwilę. On - z ciekawością, ja - ze wstydem i nieśmiałością.
- Przepraszam, muszę iść... - nie patrzę na niego mówiąc - Dziękuję Ci jeszcze raz.
Odwracam się i zaczynam oddalać.
Moim życiem kierują przypadki. Oczywiście, mogłabym sobie wyobrażać teraz, że ten chłopak ujrzał we mnie kogoś wartościowego, dlatego za mną biegł, ale stałam się realistką. Może to źle, nie wiem. Może już przed snem nie będę snuła długich marzeń, romantycznych historii które nigdy się nie zdarzą, ale przynajmniej mój zawód nie będzie tak bolesny.
Dlaczego zaczęłam o tym myśleć właśnie teraz? Tak, Fay, jesteś sama siebie warta gadasz do siebie, usprawiedliwiasz każde swoje spojrzenie na jakiegokolwiek chłopaka, a prędzej czy później stracisz ten rozum i znowu się zakochasz. Wiem. Tak, to głupie i bezsensu bo jak można wiedzieć co innego i myśleć całkiem co innego, nie?
Moje długie wywody w głowie przynajmniej skróciły drogę do domu. Od razu po przyjściu wchodzę do pokoju przy przebrać się w jakiś luźny dres i rozpakować książki. Odkładam torbę z aparatem pod stolik kiedy przypominam sobie o zdjęciach. Z zamiarem wyjęcia karty zaglądam do torby. Zapominam o karcie. Na wierzchu leży mała, niezdarnie wyrwana karteczka. Kilka razy analizuję w głowie zanim czytam głośno:
(...) Wiesz, lubię wieczory
Lubię się schować na jakiś czas...