Robiłam to tysiąc razy i myślałam, że już wystarczy, wszystko jest takie powtarzalne, już nie warto. Sprzedałam swój ukochany aparat.
Ale poczułam, że muszę do tego wrócić, mimo że bez sensu, to sprawia mi tyle radości. I po znalezieniu drugiego takiego samego aparatu, wychylając się niebezpiecznie za okno, czułam radość jakbym robiła to po raz pierwszy. Ptaki tuż nad głową i barwy zachodu, zimny wiatr na twarzy, powoli znikające w cieniu sylwetki budynków. Coś, co ma miejsce codziennie, coś, co fotografowałam setki razy. Czemu nie zająć się czymś innym?
Nie wiedzieć czemu, wlasnie w tym momencie najmocniej czuję się częścią tego świata