Niektórzy chyba tak już mają, że rodzą się przystosowani, w zgodzie na wszystko. I nawet ich bunt jest słabszy niż pięść dziecka, bo to tylko przekora, marna gra niewdzięczników. Ale tato.. ja, nie jestem nimi. I Ty dając mi to życie, powinieneś był mnie także przystosować. Powinnam być gotowa na to, choroby się zdarzają nawet niewinnym, że na zawsze znaczy na dłuższą chwilę, że nigdy znaczy nie dziś i nie teraz. Wielkie słowa nie są wielkie, a my jesteśmy kłamcami. A ja nie umiem być kłamcą, bo potem wściekam się na siebie i krzyczę calutka i tupam nogą o ziemię tak mocno, że albo robię dziurę, albo łamię kostki. I jak to tak zaufać po prostu, jak to tak? Początki zawsze przecież są jak kwiaty, a potem więdną i tracą liście na podpisany papier "przepraszam". Nigdy nie wychodziło mi bycie z kimś poza moją własną obawą i porcelanową duszą. Więc czemu ma mi się udać wlaśnie teraz?
27 CZERWCA 2019
23 PAŹDZIERNIKA 2018
23 WRZEŚNIA 2018
3 LIPCA 2018
10 CZERWCA 2018
26 MAJA 2018
8 KWIETNIA 2018
11 MARCA 2018
Wszystkie wpisy