dziwnie. niby stare nawyki minęły. niby panują nowe. ale włączasz Roguckiego i ....... wszystko, co wydawało się być już dawno ułożonym i zamkniętym w pudełku, gdzieś na strychu, wychodzi. po prostu to samo uczucie, ta sama bezwładność, pragnienie beztroski i "niezdarnego tańczenia na granicy zła".
jak zwykle, mając milion rzeczy do zrobienia, jestem w jednym punkcie i nie potrafię z niego wyjść. wydaje mi się, że poniedziałek będzie kolejnym dniem ostatecznym. fakt, jedno na pewno sprawia, że jakieś małe światełko w tunelu gdzieś lekko się błyszczy. jest motywacja, jest dla kogo marnować całe dnie, jest do kogo wracać, jest o kim myśleć.
a poza tą motywacją -nie oszukujmy się- jestem tym samym człowiekiem, z tymi samymi słabościami, wadami, lenistwami, wymyślnymi pragnieniami, nierealnymi pomysłami i głupiutkim, dziecinnym rozumowaniem.
super. 15:31, a ty nadal tutaj, Ryba.