fot. Patryk Chenc
Pierwszy dzwonek. Otwierasz oczy, rozglądasz się. Sprawdzasz czy inni też to słyszeli. Nie słyszeli. Dusisz to w sobie.
Drugi dzwonek. Jesteś pewien, że to słyszałeś. O ile za pierwszym razem nie miałeś całkowitej pewności, teraz już ją masz - to alarm. Sygnał do ucieczki. Mówisz to głośno. "Alarm, to alarm!". Nikt nie reaguje. Powtarzasz, żeby upewnić się, że słyszeli, ale nikt nie wstaje. Siadasz więc i ukrywasz rumieniec. Wstydzisz się spostrzegawczości?
Tak naprawdę jesteś teraz dwa kroki do przodu. Gdybyś wyszedł, przetarłbyś szlak, a inni podążyliby za Tobą.
Siedzisz. Kolejne pięć dzwonków. Rozglądasz się i spostrzegasz, że zostałeś sam, a wszystko wokół płonie.