Mnóstwem cieni się otaczałam, bawiąc się i kochając przecież wtedy najbardziej, bo całą sobą
Lecz pustą przestrzeń,
Ku niej wyciągając ręce, zakrwawione i starcze, pozwalałam na wszystkie te smutki - niby spokojne wody, choć wbijajace się głęboko pod skórę.
(I tak dziwnie czytać dawną siebie, na tych grubych kartach, które wtedy codziennie słuchały mojego płaczu)