zdjęcie jest w 50% beznadziejne. chodzi mi o tą połowę ze mną, oczywiście. a ja albo się wiercę do zdjęć, albo się śmieję, albo poprawiam ubranie... a tutaj robię wszystko naraz i... no widać efekty...
drugie 50% jest prześwietne, prawda? :)
To będzie krótka notka - przeprosinowa za poprzednią... faktycznie taka ciężka i depresyjna była... ale co ja mam porodzić na to, że tak się właśnie czuję...
<3.
obiecałam sobie kiedyś, że się nigdy nie zakocham na 100%, że mogę sobie pozwolić na jakieś 80% najwyżej, lepiej mieć to 20% rezerwy, na wypadek gdyby... ah nie chcę już wracać do poprzedniej notki)
i co? hmmmm. no... nie udało się dotrzymać obietnicy z dzieciństwa...
jak oddać serce to tylko komuś wyjątkowemu i komuś, kto tego serca nie zje, przegryzie, połknie, strawi i wydali ;]
serce mi biło bardzo niespokojnie, byłam zdenerwowana, cała mokra, sfrustrowana, zniesmaczona, zawiedziona, podirytowana, zniecierpliwiona...
prosiłam go, żeby był jak najwcześniej, bo chcę go szybko zobaczyć, a to ja się spóźniłam bo szukałam jeszcze rękawiczek (i tak ich nie znalazłam ;<)
a jak tylko zobaczyłam jego uśmiech i te słowa: "no gdzieś Ty była? wszędzie Cię szukałem... dlaczego nie odbierasz telefonu? jesteś cała mokra!" to poczułam, że wszyskie złe emocje prysnęły. momentalnie się uśmiechnęłam, przytuliłam go i stwierdziłam, że już jestem sucha, mam superowy humor i niczego więcej nie potrzebuję do szczęścia.
kurdę! ja przez niego zwariuję! nie widziałam go tylko parę godzin a ja mam wrażenie, że mijają wieki...
dziękuję, że dałeś mi kupę czasu i 184 litry cieropliwości.
GLANY <3