dodam tu bylejakie zdjęcie bo chcę napisać co się dzieje u mnie w życiu
no więc niedługo wybije mi 15 lat, ha gówniara:)
na myśl o tym wszytskim chce mi się płakać, naprawdę nie chce dorastac mimo że to i tak dopiero (albo aż) 15 lat...
naprawdę chce mi sie płakać
wyszłam z kategorri wiekowej w której byłam 'kimś' (?), nie wiem czy można to tak nazwaćale jednak coś tam osiągnełam
ostatnie zawody były dla mnie koszmarem, mimo super czworoboku i udanego mimo wszytsko trudnego parkuru ze straszącymi podmurówkami i lejącym jak z cebra deszczem jak zwykle nie podołałam na krosie.. moja zła passa (chociaż nie wiem czy można to tak nazwać, czy to po prostu nieudolność, naprawdę nie wiem) trwa od OOMów w zeszłym roku.. od tamtego momentu jest coaz gorzej (znaczy było bo przecież już nie jeżdżę) kurde serio chce mi sie płakać jak myślę o tym wszytskim
no ale wracając spadłam w idiotyczny poniżający najgorszy z możliwych sposobów na krosie.. juz nawet nie ryczałam nie wzywalam trójcy świętej nie biłam ludzi batem rękoma nie tupałam nogą nie uciekałam z karetki nie krzyczałam ze rzucam to w pizdu po prostu wstałam otrzepałam sie i coś we mnie pękło
płacze juz naprawde
pomyślałam sobie, kurde ola.. naprawdę cos jest nie tak, naprawdę chyba sie do tego nie nadajesz.. zbyt mało silnej woli? słomiany zapał? kondycja? twój chujowy styl życia? psychika? co zawiniło.. co kolejny raz zawiniło? nie mam pojęcia
powiedziałam wtedy sobie, tacie, Paulinie, pani Agnieszce, że na tym kończy sie moja przygoda z WKKW i chyba tak rzeczywiście bedzie
płakałam jeszcze na drugi dzień, ale nie dlatego że kolejny raz nie zaliczyłam krosu tylko dlatego, że czułamm że zawiodłam wszytskich dookoła, tate mame Pana Tomka, Panią Agnieszke, dziewczyny z klubu Witka Panią Renatę, wszytskich nieznajomych których nie było dane mi poznać a oglądali mnie i w głębi swojego serduszka życzyli mi dojechania do mety..
przyjeżdzając następnego razu do zastawna płakałam, tak strasznie płakałam siedzac na koniu naprawdę nie wiem co sie stało, ale od prawie pół roku tracę ochotę do jazdy, do zajmowania się tym wszytskim.. nawet nie chodzi tu o to ze ważniejsze są imprezy zakrapiane alkoholem, koledzy i koleżanki, chłopak, przyjaciołka czy cokolwiek innego co przyjdzie wam do głowy. nic z tych rzcezy naprawdę, bo bywały dni kiedy mogłam siedzieć w domu od rana do nocy odrzucać wszytskie zaproszenia na jakiekolwiek wyjścia a na konie nie pojechać. z lenistwa? naprawdę nie wiem, nie bawi mnie to już tak jak kiedyś
ktos powie,albo pomysli sobie.. boze co za idiotka nie jezdzi bo jej sie nie chce ja na jej miejscu wykorzystalbym talent kase ojca konia trenerow warunki stajnie W S Z Y S T K O no po prstu nic tylko jezdzic przeciez wszytsko ma pod nosem
z jednej strony zgadzam sięz tym bo to sama prawda ale z drugiej strony nie czuję już tego pociągu do tego..to straszne cięzko mi dopuscic do siebie czasem tą myśl że wlasnie teraz jest czas kiedy mogę najwięcej a robię najmniej
naprawdę płacze
nie wiem co dalej czy będe jezdzic czy nie.. tata zawiesił mnie na miesiac w klubie, nie mam pojecia co robic
nikt mi w tym nie pomoze wec nawet nie wiem czy ktokolwiek bedzie mial ochote czytac ten tekst ale jest on chyba dla mnie czymś w rodzaju uwolnienia sie od negatywnych emocji, zupelnie jak placz
nie wiem czy warto odpuscic czy po miesiacu wroce ostro do roboty i udowodnie wsztskim ze jestem kimś
nie wiem czy będziecie mnie oglądac w telewizji jak wygrywam mistrzostwa świata europy czy polski
trzymajcie za mnie kciuki proszę, nie chcę zmarnować tego co mam, ale muszę odnależć motywację
wielki cmok dla każdego kto dotrwa do końca, zostawcie jakiś komentarz, moze one coś mi uswiadomią