Przepraszam za moją nieobecność, ale jak pewnie się domyślacie skutkiem tego jest brak weny oraz czasu.
Ten rozdział dedykuję przepelnionaradoscia za to, że jesteś przy mnie caaaały czas! ;*
"Single ticket"
Rozdział dwudziesty trzeci
Tym razem Rick poszedł daleko, nie wróci. Nie mogła jego obecność nam przeszkodzić.
- Wiesz... - odezwał się James.- Co chciał od Ciebie ten koleś?
Nie pomyślałam o rozmowie o nim.
- Nie chce o tym mówić. - powiedziałam podnosząc się z materaca.
- Naskoczył na Ciebie, jakbyś zabiłaś jego dziewczynę, a ty nie chcesz o tym mówić?
Zaśmiałam się.
- Czy wyglądam jakbym była morderczynią?
- Nie.
- No właśnie. - powiedziałam i wyszłam z namiotu.
Już świta? Zapytałam siebie. Zauważyłam na niebie przedostające się przez kłębiaste chmury słońce. Weszłam na dach pobliskiej altanki. Czemu wszystko musi zwracać się przeciwko mnie? Czemu w wyjątkowej chwili? Czemu coś, lub ktoś uparcie dąży do mojego nie szczęścia? Czemu choć raz nie mogę poczuć się wyjątkowa i ważna? Pytań miałam mnóstwo, jednak odpowiedzi nie słyszę. Strasznie się spociłam. powiedziałam sama do siebie. Zaczęłam ciężko kaszleć. Straciłam panowanie nad moimi kończynami. Co się ze mną dzieję? Pytałam samą siebie. Nie mogłam utrzymać równowagi. Starałam się utrzymać na dachu, jednak po dłuższej, wyczerpującej walce poddałam się, spadając z dachu altanki.
***
Obudziłam się w jasnym pomieszczeniu. Szybko zerwałam się, siadając.
- Ałć wydobyłam z siebie.
Złapałam się za lewy bok brzucha. Strasznie bolało.
- Ciii... nie wstawaj..
Zauważyłam załamaną mamę. Wyglądała jakby płakała całe noce.
- Mama? Co ty tu robisz? zapytałam. Co j a tu robię?
- Jakiś kolega przywiózł Cię tu, podobno spadłaś z dachu.- powiedziała, ocierając mokre policzki chusteczką połóż się.
Posłuchałam się mamy i położyłam się na łóżko. Patrzyłam w biały sufit. Nie myślałam, że wyląduję w szpitalu. Nie cierpię tego miejsca. Gdy mama wyszła szybka zerwałam się z łóżka. Miałam workowatą, szpitalną koszulę. Wybiegłam na szpitalny korytarz. Jednak po drodze napotkałam się na smutnego Jamesa.
- Maja? Wracaj do Sali! -rozkazał mi James.
- Ale...ale
- Nie ma żadnego ale. - powiedział poważnie chłopak.
- Ale.. pójdziesz ze mną. - rzekłam szybko, żeby mi nie przerwał.
- Dobrze.
Weszliśmy do pomieszczenia. Usiadłam się na łóżko.
- Gdzie mama? - zapytałam.
- Poszła dowiedzieć się tych wszystkich objawów.
- Powiedziałeś im?!
- Miałem inny wybór? Chcę twojego dobra, Maja.
Wszyscy chcą. Ale chyba nie wiedzą co jest dla mnie d o b r e. Moje rozmyślania przerwał doktor, wchodzący do sali.
Nie chcę go widzieć! Jednak nie mam wyboru. Lekarz ustał przede mną i otwierał usta. Nie chciałam tego słuchać.
- Myślę, że u pani rozwija się ciężko uleczalna choroba.
CDN